Pierwszą, dość łatwą do zaobserwowania wadą, są
niedociągnięcia w przedmiotach 3D. Osobiście zdarzyło mi się oglądać
pewne sytuacje, w których kij komponował się z koszulką zawodnika,
albo bidon wpadał na twarz. Myślę jednak, że są to dość drobne
usterki i nie psują one radości z grania.
Drugą istotną i denerwującą wadą (szczególnie
znawców przepisów) jest brak możliwości dostawania kary interference
- przeszkadzanie. Kara ta powinna być momentalnie odgwizdywana przez sędziego,
kiedy tylko zawodnik w jakiś sposób przeszkadza bramkarzowi i tym
samym utrudnia mu bronienie. Mimo usilnych starań nie udało mi się
otrzymać tej kary. Podobnie było w poprzedniej części NHL'a.
Trzeci minusik gra otrzymuje za niedopracowany system
SI. Kilkakrotnie widziałem sytuację na boisku, gdzie bramkarz wyjechał
za swoją bramkę po krążek i został tam, niczym "zamieniony w słup
soli". Stał tak do czasu odgwizdania face off. Warto dodać, że w
pobliżu bramkarza stali wtedy również inni zawodnicy, tak że mógł
on swobodnie podać im krążek.
Czwarty minus stawiam za standartowo niedopracowaną
publiczność. Ile to już razy naczytałem się, że publiczność w
NHL 2001 ma być taka rewelacyjna i realistyczna. Poza tym miała
interaktywnie reagować na to, co dzieje się na boisku, czyli np. mieliśmy
oglądać meksykańską falę, owacje na stojąco, itp. Tymczasem
widzimy siedzące pozlepiane ze sobą piksele klaszczące w dłonie w
tym samym tempie i wstające jedynie wtedy, gdy jest odgrywany hymn państwowy,
lub gdy pada gol.
- Szósty minusik stawiam grze za (niekiedy) całkowicie
pozbawiony realizmu system transferów. Oczywiście poprę to przykładem.
Po pewnym meczu w sezonie otrzymałem propozycje wymiany zawodnika. Nie
byleby w tym nic dziwnego poza jednym faktem. Mój dotychczasowy
zawodnik był oceniany w skali ogólnej na 70 punktów (był też mało
znany), a komputer proponował mi za niego trzech zawodników, z których
jeden miał 85, drugi 77, a trzeci 69 punktów ! Oczywiście bez większego
namysłu zgodziłem się na przeprowadzenie transferu.
- Siódmy i ostatni "minus" musze postawić za
"cenę sprzętową" jaką przyjdzie niektórym zapłacić za
te wszystkie graficzne wspaniałości. Pamiętam dobrze, że w
poprzedniej części nie miałem większego problemu z graniem z
maksymalną rozdzielczością i z maksymalnymi ustawieniami detali,
niestety w tym przypadku sprawy mają się troszeczkę gorzej. W
rozdzielczości 1024X768 z detalami ustawionymi na największą możliwą
wartość gra zachowuje płynność i dynamikę, ale czasami oglądam
przeskoki. Niestety z moim Voodoo 3 3000 i 64 Mb ram'u powinienem
zapomnieć o rozdzielczości 1280X1024. Cóż wszystko idzie do
przodu...
Reasumując
NHL 2001 to produkt w pełni pokrywający się z datą
sygnalizowaną w logo, to produkt niewątpliwie XXI-go wieku. Nawet taki
w sumie mało istotny detal, jakim jest pudełko do gry został
zaprojektowany nowocześnie i estetycznie (precz z kartonem ! :) Pomimo
kilku wad mogę śmiało powiedzieć, że jest to godny następca
poprzednich części i kontynuuje ich tradycje.
Za każdym razem gdy zaczynam w niego grać mam wrażenie,
że oglądam w pełni realistyczny mecz, który różni się od
prawdziwego jedynie moim udziałem.
OCENA PSYCHOLOGICZNA
Przemoc, brutalność, nieodpowiednie treści
Gra o mniej niż średnim nasyceniu przemocą. Przemoc
w grze jest na poziomie który zdarza się dziecku spotkać w
rzeczywistości, np. w szkole. Nie ma realizmu łączącego występującą
przemoc z prawdziwym życiem. Ten produkt nawet ludzie wrażliwi mogą
raczej spokojnie wziąć do ręki. Rodzice raczej nie powinni niepokoić
się o swoje dzieci, gdy bawią się tą grą.
Kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe
Gra w niewielkim stopniu ma wpływ na rozwój
'kreatywności'. Stymuluje u grającego takie elementy jak:
• relacje społeczne, wrażliwość estetyczna, umiejętność
elastycznego dostosowania się do czynników zewnętrznych,
kombinatoryka, nawiązywanie rzeczywistych kontaktów społecznych
poprzez Internet - w pewnym stopniu.
Gra w niewielkim stopniu pobudza funkcje odpowiadające
za proste myślenie przyczynowo-skutkowe. Ma też pewien wpływ na
umiejętność planowania prostych działań. Produkt typowo
rozrywkowy, choć może w pewnym stopniu pomóc odbiorcy rozwijać myślenie
logiczne.
Spostrzegawczość i wyobraźnia przestrzenna
Gra ma duży wpływ na spostrzegawczość w zakresie
rozwijania umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się
warunki i sytuacje. Rozwija umiejętność szybkiego dostrzegania
nowych elementów i natychmiastowej reakcji na nie. Wyrabia refleks i
zręczność. Granie w ten produkt wpływa na: rozwój zręczności,
koordynację oko-ręka, refleks. Tytuł zdecydowanie zalecany dla osób,
które mają trudności z koordynacją oko-ręka lub chcących rozwinąć
refleks oraz ogólną zręczność.
Gra w dużym stopniu rozwija wyobraźnię przestrzenną,
pomaga wyrobić sobie umiejętność planowania w przestrzeni. Produkt
mocno stymulujący funkcje odpowiedzialne za koordynację
wzrokowo-ruchową, w szczególności koordynację kierunku z szybkością
poruszania. Gra ma wpływ na: rozwój wyobraźni przestrzennej,
planowanie w przestrzeni, ocenę odległości, koordynację kierunku z
szybkością poruszania, koordynację współdziałania obu rąk. Gra
dla osób chcących rozwinąć umiejętność planowania w przestrzeni
2D i 3D oraz koordynację.
NHL 2002
Recenzje do Gry
NHL 2002
30 10 2001 | autor: Leszek "leo987" Baczyński
DZIEŃ PIERWSZY PISANIA RECENZJI
Nie wiem jak zacząć. Trudno.
Nie będzie kwiecistych opisów ani
historycznych wspomnień. Nie będzie tekstów w stylu „hit,
niesamowity, najlepszy” i innych podobnych określeń. Nic z
tych rzeczy. Tylko kilka słów ostrych jak łyżwy i zimnych
jak lodowa tafla. NHL 2002 to jeden z tysięcy tytułów jakie
można znaleźć na sklepowych półkach. Spróbuję opisać Wam
moje wrażenia z gry i odpowiedzieć na pytania: co nam oferuje,
czym różni się od swych poprzedniczek i dlaczego warto ją
mieć w swojej kolekcji. Zaczynamy.
W kolejce po bilet
NHL 2002, najnowsza odsłona hokeja na lodzie,
gra wydana przez Electronic Arts i oddana w moje ręce przez IM
Group. Otwieram pudełko, wkładam kompakt do czytnika, instaluję
grę i „jazda”.
Prezentacja
Logo EA Sports, emblematy ligi NHL oraz NHLPA,
Intro – bez żadnych zbędnych efektów oraz zapierających
dech w piersiach filmów czy też animacji. Kilka chwil i skok
do menu głównego gry. Mym oczom ukazuje się klasyczna, prosta
i czytelna lista dostępnych opcji, a do uszu z 80-cio watowych
kolumn zaczynają docierać pierwsze riffy gitary. Zero basów,
zero bębnów - dwa proste „obejścia” i nagle:
BAM !!!BAM !!!
Wierzcie mi, po raz pierwszy w życiu wymiękłem
przy menu wstępnym. Otwierający grę utwór „I hear You
calling” kapeli Gob sprawił, że adrenalina spowodowała
szybsze bicie serca, a we wspomnieniach wróciły chwile z
punkowych koncertów. Poczułem się jakbym znalazł się w środku
„pogo” albo „młyna” i...przecież to jest recenzja
programu komputerowego, a nie relacja z koncertu. Miało być
bez emocji. I będzie.
Tak czy inaczej, wychodziłem z gry i uruchamiałem
ją jeszcze kilka razy puszczając sobie ten kawałek. W międzyczasie
przeglądałem zawartość pudełka w poszukiwaniu płytki ze ścieżką
dźwiękową. Nie ma – w takim razie kończę pisanie
recenzji. Jedno wiem - kupię sobie płytę tego Gob’a. Na
dzisiaj koniec.
DZIEŃ DRUGI PISANIA RECENZJI
Z szatni na lód
Tak, teraz dopiero naprawdę wiem, jak ważną
rolę w grach pełni muzyka. Gdybym miał określić ją jednym
słowem powiedziałbym: „DYNAMIKA”. Ktoś, kto wybierał
kawałki do NHL 2002 miał krążek zamiast głowy. Jeżeli będziecie
uruchamiać ją po raz pierwszy nie popełnijcie mego błędu i
nie słuchajcie cicho. Wzmacniacze na „full” dla wzmocnienia
efektu i „niech sąsiedzi walą do drzwi”.
A teraz wracam do tego co widać. Jak ja to wcześniej
napisałem? Aha...
Mym oczom ukazuje się klasyczna, prosta i
czytelna lista dostępnych opcji gry. Nie ma sensu ich wymieniać.
Poczytajcie sobie instrukcję. Najważniejsze, że wygląda
znajomo.
|
Starczy tego, pora udać się na lód. Wybieram
więc „natychmiastową grę”. Kolejny ekran, gdzie dostępnych
jest 30 drużyn ligi NHL, cztery drużyny na tzw. „mecz
gwiazd” w podziale na przedstawicieli konferencji wschodniej i
zachodniej oraz Świata i Ameryki Płn. Są także reprezentacje
20 krajów (w tym Polski).
Jeszcze tylko wybór i konfiguracja klawiszy
kontrolera i idę dalej. Kolejne menu – prezentacja poszczególnych
„piątek”, opcje ustawienia szybkości dla zawodników i
bramkarzy, określenie „gospodarza” i „gościa”
spotkania. Klik, klik, i dalej.
Pocztówka hali lodowej w której odbędzie się
spotkanie, dotychczasowe osiągnięcia drużyny (ile meczów
wygrała, zremisowała i przegrała), lista kluczowych zawodników
(„strzelec”, „młot” i dwie nowe - „snajper” oraz
„bohater”), a także ich aktualnej formy (czy są „w
transie” - „hot”, czy też „śpią i obijają się
podczas gry” - „cold”). Nie znacie angielskiego? I co z
tego! Jest tu także zestawienie graczy kontuzjowanych. Ekran
ciemnieje i zaczyna się spotkanie...
Każdy, kto choć raz wybrał się na prawdziwy
mecz hokejowy wie, co znaczą te słowa. Stoisz w kolejce i
zastanawiasz się, dlaczego ona tak wolno się przesuwa i czy
wystarczy biletów. Mijasz „bramkę”, kontrola, kierujesz się
w stronę lodowej tafli. Do uszu docierają szemrania
zgromadzonych tam już ludzi i śpiewy zagorzałych kibiców. Po
paru chwilach stoisz w drzwiach hali i zaczynasz lustrować ją
wzrokiem w poszukiwaniu najlepszego miejsca, z którego będziesz
oglądał mecz. Jest. Siadasz na krzesełku – widok pierwsza
klasa. Na zegarze upływające minuty pokazujące pozostały
czas do rozpoczęcia meczu.
Pojawia się prezenter i czyta składy drużyn.
Wrzawa narasta. Czasami słychać gwizdy pod adresem „gości”,
ale kiedy na lód wyjeżdżają „gospodarze” aplauz osiąga
apogeum. Prezenter wymienia numery i imiona graczy
„miejscowych”, a cała hala odpowiada mu wykrzykując ile sił
w płucach ich nazwiska.
Zawodnicy ustawieni w szereg pozdrawiają
publiczność po czym zaczynają ostatnią rozgrzewkę. Jeżeli
siedzisz blisko bandy czujesz ten zimny wiatr i pęd jaki
powstaje kiedy okrążają bramkę, a do uszu Twych dochodzi
zgrzyt łyżew tnących lód. Tego dźwięku nie zapomina się
nigdy.
Następnie wszyscy gromadzą się wokół
bramkarza. Ostatnie uderzenia kijów o parkany, nagolenniki,
lekkie zderzenia kaskami. Trenerzy zajmują miejsca za plecami
swych podopiecznych siedzących w boksach, a pierwsza piątka
ustawia się na lodzie. Ostatecznie arbiter pokazuje na środek
lodowiska, rzuca krążek między kije „centrów” i zaczyna
się gra.
To rzeczywistość. A jak to wygląda w grze NHL
2002?
Prawie tak samo...Błysk rozświetlający ciemność,
z której wyłania się twarz kapitana bądź bramkarza. Błysk.
Zawodnicy sięgający w biegu po kije. Błysk. Rękawica uderza
o rękawicę. Błysk. Wyjście z szatni na halę. Kamera na łyżwy.
Ujęcie z pod dachu na całe lodowisko. Rozgrzewka. Kamera zza
pleców goalkeepera, który przygotowuje sobie pole bramkowe.
Wymiana „uprzejmości” i ostrych spojrzeń. Napastnik jadący
szybko wzdłuż bandy. Rozgrzewka bramkarza - zawodnicy strzelają
krążkami w kierunku bramki, które ten odbija z dziecinną łatwością.
Kamera na publiczność. Fani wstają z miejsc i tańczą,
dopingują, pozdrawiają rodziny – tak, jakby byli w kamerze.
Niektórzy jedzą prażoną kukurydzę lub inne świństwo,
niektórzy siedzą w oczekiwaniu na początek gry. Kapitan podjeżdża
do bramkarza, uderza łopatką w parkany, dotyka swym kaskiem
jego maski i spogląda mu w oczy, jakby chciał powiedzieć
„Oto jesteś - tu i teraz. Powodzenia”.
|
Tym wszystkim ujęciom kamer towarzyszy ostra
gitarowa muzyka. To nie jest tani chwyt reklamowy. Po raz
pierwszy w grze komputerowej udało się oddać to, co w hokeju
na lodzie odgrywa pierwszoplanową rolę. Dynamikę i szybkość
jakie cechują ten sport. Przejścia pomiędzy grą właściwą
(kiedy sterujemy zawodnikami), a filmami uzupełniającymi i
wzbogacającymi mecz są tak płynne, że prawie
niedostrzegalne. By spotęgować efekt, użyto efektu
„panoramicznego” otrzymując wrażenie formatu 16:9.
Jak to wygląda w praniu? Grafika w NHL 2002
jest taka jak widać to na screenach w galerii. I nie ma co tu
dużo pisać o tym. Ci z wyobraźnią zobaczą to w ruchu, Ci
bez wyobraźni – nie. Trudno.
Pora napomknąć coś o grze, jak się to rusza
i takie tam duperelki...Ale mam dziś dość. Koniec tej
pisaniny - lepiej sobie zagram.
DZIEŃ TRZECI PISANIA RECENZJI.
Dzisiaj miałem pisać, ale nici z tego. Idę na
mecz. Dawno nie byłem. Oglądnę sobie, może coś wymyślę. A
jak nie - to trudno. Przynajmniej ruszę tyłek z domu.
DZIEŃ CZWARTY PISANIA RECENZJI.
Pierwsza tercja - Karty zawodników
Wybrałem „Klonowe Liście” z Toronto.
Dlaczego? Bo gra tam Mogilnyj. No i co? No i nic. Mój
przeciwnik to „Devils” z New Jersey. Dlaczego właśnie oni?
Nie wiem. Nieważne.
Zawodnicy na lodzie gotowi, sekundy płyną, a sędzia
nic – nie zaczyna gry, tylko coś tam jeszcze bredzi do środkowych.
Przypomina mi się tekst z wczorajszego meczu. Arbiter
odgwizduje karę, z trybun słychać donośny głos: „Sędzia!
Ty ch...w paski!”. Słyszę jak podjeżdża do bandy i
odkrzykuje: „Tylko nie płaski, tylko nie płaski!”. Niezła
zabawa. Płaczę do łez. Folklor – a jednak kocham te
klimaty.
Dobra. Komputerowy arbiter rzuca krążek i
zaczynamy. Wygrane wznowienie. Gdzieś w dole ekranu pojawia się
okrągły znaczek wirujący jak moneta i słychać brzdęk.
Napis „Wygrałeś pierwsze wznowienie”. Co to znaczy? Aha,
to te punkty i nowe karty.
Gracz gromadzi punkty za wykonanie określonych
zadań, takich jak np. zdobycie pierwszego gola, uzyskanie
hat-tricku w meczu, bądź wygranie określonej ilości wznowień
podczas tercji. Za punkty te może zakupić określoną ilość
kart, które przydzielane są mu przez komputer losowo. Karty te
umożliwiają graczowi przyznanie poszczególnym zawodnikom cech
i właściwości specjalnych, które można wykorzystać podczas
meczu. Są to przeważnie takie premie, jak np. uzyskanie przez
danego zawodnika statusu „bohatera”. Ale są także inne:
specjalne manifestowanie radości po zdobyciu bramki,
superszybka jazda na łyżwach lub oddanie błyskawicznego strzału.
Co zrobić jednak w sytuacji kiedy karta dotyczy
zawodnika, którego nie mam w drużynie (np. karta daje premię
szybkiej jazdy na łyżwach przez okres jednej tercji Mariuszowi
Czerkawskiemu z New York Islanders, a ja akurat gram zespołem
Toronto)? Jeżeli gram sam mogę ją sprzedać i wróci ona do
puli kart oferowanych mi przez komputer. Natomiast gdy gram w
sieci z kolegami, mogę się wymienić z kimś, kto posiada kartę
zawodnika który gra w mojej drużynie. Niezłe, prawda?
|
Karty występują w trzech odmianach: złote,
srebrne i brązowe. Im lepsza karta, tym dłuższy czas działania
efektu specjalnego. Autorzy gry udostępnili możliwość wyłączenia
tej opcji z myślą o graczach konserwatywnych. Ci ostatni
jednak, o ile grają sami, mogą pokusić się o skompletowanie
wszystkich kart, choćby dla zobaczenia zdjęć prezentujących
sylwetki gwiazd NHL.
Druga tercja - Animacje postaci i sztuczna
inteligencja
Wracam do gry. Hokeiści zasuwają jak
prawdziwi. Poprawiono animację ruchu, podań, strzałów i
interwencji bramkarskich. Wygląda to nieźle i jakby więcej
ciekawych i różnorodnych zachowań. Przechodzę do ataku.
Podanie do skrzydłowego, strzał z klepy i ...gola nie ma. Ten
w masce, co broni, to niezły numer. Będzie ciężko. Zwolnię
trochę tempo i opiszę to jeszcze raz na spokojnie.
Podania są bardziej realne. Zawodnik otrzymujący
podanie „za plecy” zmuszony jest się odwrócić, jeżeli
chce je przejąć. Podobna sytuacja ma miejsce, kiedy skrzydłowy
najeżdża na bramkę z prawej, po czym okrąża ją i stara się
umieścić krążek w siatce z lewej strony. Zanim odda strzał
także musi się odpowiednio ustawić. Koniec z uderzeniami krążka
z „kąta zerowego”.
W grze występują różne rodzaje podań, w
zależności od długości przytrzymania przycisku kontrolera.
Ta sama sytuacja odnosi się do strzałów. Im dłużej trzymamy
klawisz, tym jest on silniejszy i inny gatunkowo – płaski po
lodzie lub unoszący krążek na wysokość barków zawodników.
Jaki strzał oddamy obrazuje podzielony na trzy części
„termometr” wyświetlany pod figurką hokeisty.
Jeżeli chodzi o sposób prowadzenia krążka
zastosowano nowy efekt. Każdy zawodnik charakteryzowany jest między
innymi przez taki parametr jak „control puck”, czyli zdolność
kontrolowania posiadanej przez niego „czarnej, kauczukowej
gumy”. Na ekranie widać to tak – im dłużej zawodnik
znajduje się przy krążku, tym lepiej nad nim panuje i jego
podstawka staje się ciemniejsza.
Bramkarze prowadzeni przez komputer także bronią
pewniej. Uczą się Twych zagrań na „pamięć”. Zdobycie
bramki w ten sam sposób w kolejnym meczu staje się więc
trudniejsze i wymaga poszukiwania nowego rozwiązania. Choć
nadal dominują bramki strzelane po tzw. „one-timer’ach”
nie są one jednak już tak łatwe do wykonania.
Poprawiona sztuczna inteligencja obrońców dopełnia
obrazu całości. A kiedy gra się nie klei zawsze można obudzić
publiczność walkami na pięści, które również dostarczają
emocji.
Trzecia tercja - Ujęcia kamer i przerywniki
filmowe
Bramkarz „Devils” obronił mój strzał. Krążek
powraca do gry. Rozgrywający obrońca New Jersey podaje do
swego skrzydłowego, który zaczyna rajd przy bandzie. Przełączam
kontrolę na swego potężnego obrońcę. Kawał chłopa. Od
razu widać, że kiler. Rozpoczynam „polowanie na kości”
– rozpędzam tę górę mięsa na „maksa” i trafiam kijem
trzymanym oburącz prosto w kask tego leszcza przy bandzie.
HUK!!! Słyszę jak mu coś chrupnęło albo pękło w karku.
Pleksi mało się nie rozleciało, facet odpłynął gdzieś pod
łyżwy, a w oczach mi czerwienieje. Czuję jakby czas stanął
w miejscu. W zwolnionym tempie widzę mój cios z czterech
kamer. Ja cię kręcę.
|
Sędzia nakłada karę na mojego siłacza. Ten
wyraźnie się nie zgadza z jego decyzją. Niewinna i zdziwiona
minka zdaje się mówić: „Ja? Na ławkę kar? Za co?”. Kręci
z niedowierzaniem głową. Liniowy w tym samym czasie podjeżdża
do tych zwłok pod bandą. Facet ledwo się podnosi. Publika
skanduje „ Wstawaj, wstawaj leszczu nie udawaj”. No dobra
– poniosło mnie. Drą się po angielsku.
Gramy dalej. Wygrywam wznowienie. Widzę wychodzącego
na czystą pozycję „Mogilniaka”. Podanie na kij. Dostał
idealnie. Ucieka obrońcy – szybki jest – i zostaje „sam
na sam” z bramkarzem. Nagle następuje przełączenie kamery w
ten nowy tryb. No i mam teraz widok z „BreakAway Camera”. W
oczach robi mi się niebiesko. Teraz wiem co czuje zawodnik w
takiej sytuacji. Doping publiczności zostaje gdzieś w tyle, a
w uszach rozbrzmiewa odgłos walącego jak młot serca -
bum,bum...bum,bum...Wszystko dzieje się tak szybko, że
prawdziwe stają się słowa gwiazdy NHL, Siergieja Fjodorowa,
który mówi: „ Moja gra polega na instynktownym przyjęciu krążka
i oddaniu strzału na bramkę. Jeżeli będę myślał za dużo
podczas meczu - nic z tego nie wyjdzie. Dopiero później, oglądając
daną sytuację na taśmie wideo można analizować swoje
zagrania i zastanawiać się, co można było zrobić lepiej. Na
lodzie nie ma jednak na to czasu”.
Ma rację gościu. Tak mnie to zaskoczyło, że
ładuję krążek nawet nie mierząc. I co? Znowu halucynacje?
Bramkarz „Devils” łapie go w rękawicę! A w oczach mi
zielenieje. I znowu kamery jak w „Matrixie”. Wszystko
wolniutko, z różnych ujęć. Pędzący krążek prosto w „łapawicę”.
Zobaczę to jeszcze raz. Wchodzę w tryb powtórek.
Sprawdzam, czy poprawiono błędy przy zwolnionym tempie.
Zwalniam akcję Mogilnego do 5% upływu czasu rzeczywistego.
Widzę jak wolniutko „płynie” na bramę, bierze zamach i
klepka kija idealnie dotyka krążka. Poprawili. Nie ma już
sytuacji, gdy na zwolnionej powtórce bramki zdobywa się
kolanami, rękami lub półmetrowym polem magnetycznym zmieniającym
lot krążka.
Gwizdek sędziego i będzie wznowienie w ich
tercji obronnej. A to co znowu? Przerywnik filmowy. Tarcza z
napisem „Game Story”. To nic innego, jak filmowe powtórki
kluczowych fragmentów gry, takich jak zdobywanie bramek,
efektowne obrony, mocne zagrania ciałem, czy też efekty
kontuzji po ostrych wejściach obrońców. Oczywiście fragmenty
te również można dowolnie wyłączyć, by przyspieszyć grę.
Nie polecam jednak takiego rozwiązania, gdyż pozbawicie się w
ten sposób efektu dramaturgii spotkania.
Znowu zamieszanie i przepychanki pod bramką
przeciwnika. Kary lecą jak z rękawa. Dzieje się. W przerwie
zmieniam taktykę trenerską (zagramy „diamencik” zamiast
„pudełka”) i oglądam statystyki. Gra toczy się dalej, a
kiedy trzecia tercja dobiega końca kolejna niespodzianka. Do
wyboru dostaje „piątą kolumnę”, czyli dodatkową linię
ataku, złożoną z samych „bohaterów” (hero line). Pozwoli
mi ona przesądzić o wyniku spotkania, lub odwrócić
niekorzystny dla mnie jego przebieg. W końcu to same gwiazdy
– najlepsi z najlepszych w mej drużynie.
|
Syrena. To już koniec. Wyniku nie zdradzę.
Prezentacja trzech gwiazd meczu i mogę opuszczać lodowisko.
Starczy na dziś. Jutro napiszę zakończenie. A kiedy rankiem
wstanę, podsumuję grę. Na zimno. Bez emocji.
Gaszę światło, kładę się, zamykam oczy.
Gdzieś pod czaszką płyną słowa znajomej piosenki:
„Czy wygrywasz, czy nie,
zawsze ja kocham Cię.
W sercu mym NHL
i na dobre i na złe”.
...bez emocji...na zimno....zasypiam...
DZIEŃ PIĄTY (I OSTATNI) PISANIA RECENZJI
Koniec meczu i powrót do domu
Znowu nie wiem co napisać. Zawodowców poznaje
się ponoć nie po tym jak zaczynają, tylko po tym jak kończą.
W takim razie epilog.
Nie będzie kwiecistych podsumowań ani polecających
zakup „głodnych” kawałków reklamowych. Nie będzie tekstów
w stylu „pędem do sklepu, kupować w ciemno, najlepszy
hokej” i innych podobnych określeń. Nic z tych rzeczy. Tylko
kilka słów ostrych jak łyżwy i zimnych jak lodowa tafla.
Odpowiedzcie sobie sami na pytania: co wam oferuje gra, czym różni
się od swych poprzedniczek i dlaczego warto ją mieć w swojej
kolekcji. Przecież NHL 2002 to jeden z tysięcy tytułów jakie
można znaleźć na sklepowych półkach.
Leszek „leo987” Baczyński
|
OCENA PSYHOLOGICZNA
Przemoc, brutalność, nieodpowiednie treści
Gra o mniej niż średnim nasyceniu przemocą. Przemoc
w grze jest na poziomie który zdarza się dziecku spotkać w
rzeczywistości, np. w szkole. Nie ma realizmu łączącego występującą
przemoc z prawdziwym życiem. Ten produkt nawet ludzie wrażliwi mogą
raczej spokojnie wziąć do ręki. Rodzice raczej nie powinni niepokoić
się o swoje dzieci, gdy bawią się tą grą.
Kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe
Gra w niewielkim stopniu ma wpływ na rozwój
'kreatywności'. Stymuluje u grającego takie elementy jak:
• relacje społeczne, wrażliwość estetyczna, umiejętność
elastycznego dostosowania się do czynników zewnętrznych,
kombinatoryka, nawiązywanie rzeczywistych kontaktów społecznych
poprzez Internet - w pewnym stopniu.
Gra w niewielkim stopniu pobudza funkcje odpowiadające
za proste myślenie przyczynowo-skutkowe. Ma też pewien wpływ na
umiejętność planowania prostych działań. Produkt typowo
rozrywkowy, choć może w pewnym stopniu pomóc odbiorcy rozwijać myślenie
logiczne.
Spostrzegawczość i wyobraźnia przestrzenna
Gra ma duży wpływ na spostrzegawczość w zakresie
rozwijania umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się
warunki i sytuacje. Rozwija umiejętność szybkiego dostrzegania
nowych elementów i natychmiastowej reakcji na nie. Wyrabia refleks i
zręczność. Granie w ten produkt wpływa na: rozwój zręczności,
koordynację oko-ręka, refleks. Tytuł zdecydowanie zalecany dla osób,
które mają trudności z koordynacją oko-ręka lub chcących rozwinąć
refleks oraz ogólną zręczność.
Gra w dużym stopniu rozwija wyobraźnię przestrzenną,
pomaga wyrobić sobie umiejętność planowania w przestrzeni. Produkt
mocno stymulujący funkcje odpowiedzialne za koordynację
wzrokowo-ruchową, w szczególności koordynację kierunku z szybkością
poruszania. Gra ma wpływ na: rozwój wyobraźni przestrzennej,
planowanie w przestrzeni, ocenę odległości, koordynację kierunku z
szybkością poruszania, koordynację współdziałania obu rąk. Gra
dla osób chcących rozwinąć umiejętność planowania w przestrzeni
2D i 3D oraz koordynację.
NHL 2003
Recenzje do Gry
NHL 2003
08 01 2003 | autor: Wojciech "Zombie" Ząbek
Po ciepłym lecie nadeszły zimne dni i jeszcze
chłodniejsze wieczory. Nastała era sportów zimowych, zaczynając
od skoków, a kończąc na wszelkiej maści „slalomach”
narciarskich. Są jednak fanatycy, którzy nie zważając na porę
roku, poświęcają się nieustannej bieganiu a może raczej „ślizganiu”
się po tafli lodu, za małym, czarnym przedmiotem, zwanym krążkiem.
Z długim kijem w ręku i obowiązkowym kaskiem zmierzają do
umieszczenia go w małej bramce. Taak, nadchodzi kolejne
rokroczne wydanie NHL! Rozszaleli się... chłopcy.
Cała seria produktu EA Sports ma swoją ciekawą
historię i dziś każdy gracz zna opowieść, jak z debiutanta
na rynku, gra stała się wyznacznikiem jakości i niezachwianym
potentatem symulacji hokeja na lodzie. Piękne strzały,
bramkarskie parady czy mistrzowskie zwody. To i wiele więcej
mieliśmy dotychczas. Jednak jak można było wywnioskować z
zapowiedzi twórców – na długo przed ukazaniem się tytułu
– prawdziwa rewolucja miała dopiero nadejść!
I zaczęło się! Pierwsze uruchomienie gry,
wzrok ślepo utkwiony w monitor z nadzieją na zabójczo szybkie
intro i krążki latające z prędkością większą od światła.
Tymczasem pojawia się twarz, znajoma twarz zawodowego gracza.
Miły uśmieszek, prezentacja szczęki gdzie niezwykle wyraźnie
widać efekty twardej gry i te magiczne słowa: „EA Sports.
It’s in the game!”. No tego się nie spodziewałem.
Przyzwyczajony do faktu, że intro powinno powalać na kolana i
zachęcić do natychmiastowego założenia łyżew i wyjścia na
lodowisko, byłem niemalże zaskoczony. Zaskoczony jednakże po
krótkim namyśle, w sensie „in plus”. Miłe wrażenie
wywarte na życiowym ponuraku i największe gwiazdy NHL’a
witające nas przy każdym uruchomieniu gry. Ciekawe rozwiązanie
i sympatycznie było spojrzeć choćby w oczy Mario Lemieux’a.
Idąc dalej wypada wspomnieć o swoiście
zrobionym menu głównym. Wzorowane jest ono na najzwyklejszej
stronie internetowej. Chyba nikt nie będzie w to wątpił, jeśli
przynajmniej raz się w nim zanurzy. Początkowo wszystko mile
zaskakuje odbiorcę, jednak po dłuższym zapoznaniu muszę
stwierdzić, iż jest niesamowicie niepraktyczne. Aby dotrzeć
do szukanej opcji, możemy się naprawdę zagubić w tym wielkim
chaosie. Niektóre opcje wynikają dopiero po wybraniu
konkretnej rzeczy, więc nieraz sporym wyzwaniem jest dotarcie
do ostatecznego celu poszukiwań. Poza tym jakoś dziwnie
nieswojo poczułem się, gdy wyszło na jaw, że niemalże połowa
opcji znajdujących się w menu związana jest z Internetem.
Wszelkiego rodzaju loginy, konta dla użytkowników mające
stworzyć zapewne wirtualny klub przyjaciół produktu. Jak na
nasze krajowe warunki gra przez sieć niewielu osobom może
przysporzyć radości i z pewnością nie możemy się nastawić
na taki sam zapas wrażeń, jak nasi zachodni bracia. Jednak jak
już mówiłem, wyeksponowano na wierzch za dużo śmieci,
ukrywając wszelakie ważne opcje w głębokim sejfie, co znacząco
utrudniło dotarcie do nich.
Przed samym rozpoczęciem boju na lodzie, mamy
możliwość zapoznania się z muzyką i oceny czy została
odpowiednio dobrana. Już po niespełna 10 minutach, byłem w
stanie wypowiedzieć się na temat każdej piosenki przygrywającej
nam podczas pobytu w menu i wybieraniu drużyny. Nie myślcie
jednak, że biję swoiste rekordy pod względem szybkości słuchanej
muzyki. Nawet nie muszę mieć takich specjalnych zdolności,
gdyż po podanym czasie asortyment dostępnych utworów sam się
wyczerpuje. Mamy ładne przygrywki ze strony Papa Roach, Jimmy
Eat World i trzeciej, bliżej nieokreślonej kapeli. Osobiście
ten rodzaj pogrywania i samych wykonawców bardzo cenię i słucham
z przyjemnością.
|
Utwory są dobre i szeroko znane publiczności.
Jednak tworzą zamknięty krąg i – w przeliczeniu – na
godzinę szperania w opcjach słyszymy każdą z nich około 6
razy. Wywoływało to we mnie już powoli reakcję zwrotną i twórców
uratował jedynie fakt, iż można zaaplikować sobie swoją własną
muzykę z komputera (należy im się nagana, za zbyt „płytkie”
potraktowanie sprawy i niemalże odpuszczenie sobie tego
aspektu). Podczas gry na lodowisku, pojawia się jeszcze kilka
innych [kilka!] aranżacji muzycznych o głośnych nazwach kapel
(Queens of the Stone Age choćby), jednak przypomina to relację
z jakiegoś koncertu. W ważniejszych momentach, gra się na
chwilę zatrzymuje i na ekran wyskakuje napis z wykonawcą słyszanej
piosenki i jej tytułem. Przepraszam ale czy my tu mamy grać
jak mężczyźni w hokeja, czy wylansować kolejną gwiazdę mogącą
konkurować z Britney Spears?! Nie wystarczy zatrudnić znanych
muzyków, gdyż trzeba to umieć jeszcze wkomponować w grę, a
tymczasem w NHL budzi to wręcz niechęć i nieodzowne jest
zaaplikowanie własnej listy muzycznej.
I nareszcie wychodzimy na lodowisko, aby wypełnić
przeznaczenie. Pierwsze spojrzenie na cały stadion: tłumy
wiwatujących kibiców obżerających się pop-cornem, nerwy
widoczne u współtowarzyszy i wrogość w oczach przeciwników.
Po chwili na plan główny wysuwa się sędzia, który wjeżdża
z uniesionymi rękoma w górze i daje znak, że za chwilę
spotkanie się rozpocznie. Drużyny są rozstawione, dochodzi do
pierwszych przepychanek i interwencji pana w czarno-białym żakiecie.
Rzut krążka, gwizdek i huk uderzenia kijów o podłoże. Zaczęło
się!
To co od raz rzuca się w o czy, to wskaźnik
„game breaker” - nowość w grze i pierwsza oznaka
uproszczenia symulacji i przesunięcia się w stronę zręcznościówki.
Pasek ten wypełnia się zależnie od czasu, w którym to my
dysponujemy krążkiem i zadziwiamy zagraniami oraz niebagatelną
techniką. Po jego wypełnieniu możemy uświadczyć ciekawy
efekt zwolnienia znany nam trochę z Max Payne’a (sławny
Bullet Time). Co prawda mamy tu troszkę różnic, ale to chyba
najlepsze wytłumaczenie czym owy „game breaker” jest. Daje
nam szansę na strzelenie bramki, gdy wszystko toczy się w
zwolnionym tempie, przeciwnicy wloką się niemiłosiernie,
oddechy kibiców zamierają, a my stajemy się katem drużyny
przeciwnej i przypuszczalnym bohaterem spotkania. Takich
ciekawostek jest zresztą więcej, gdyż wszystkim zawodnikom
przydzielono ikony informujące nas o ich słabych i mocnych
stronach. Wiemy więc od razu, kto jest niesamowitym snajperem,
który skory do bitki, a za kim wlecze się zła passa. To
wszystko można wykorzystać oczywiście w trakcie samej
rozgrywki, gdzie snajperzy doskonale pokazują nam, na czym
polega ich siła. Wspaniałe zwody, mijanie naszych zawodników
niczym drewnianych tyczek i strzały nie do obrony – te i inne
elementy są możliwe do wykonania dla najlepszych i niemal nie
do powstrzymania przez naszych. Jednak to wszystko jest tylko
kolejnym zwrotem w stronę uatrakcyjnienia gry zręcznościowej.
Gdzie podziały się czasy, że jak największe oddanie realiów
było wyznacznikiem serii?
Teraz skoncentrowano wszystko na jak największej
liczbie bramek padających w trakcie meczu i wyraźnie się to
dostrzega, z wszelkimi zaletami i niestety wadami na czele. Po
pierwsze gra obronna naszej ekipy, jak i przeciwników woła o
pomstę do nieba i łatwo wpaść w stan depresji po chwili spędzonej
na obserwacji zachowań oraz zagrywek graczy tej formacji.
Brakuje wyraźnego zdecydowania w ich posunięciach, ostrej
szarpaniny i przepychanek. Ma się wrażenie, że ich głównym
celem jest stracenie dowolnej liczby bramek, jednak strzelenie
przeciwnikowi o jedną więcej.
|
A bramek pada w wirtualnej potyczce multum.
Fatalna gra w defensywie jest jednak również powielana w
ataku. Gracze rywala nie mogą znaleźć wspólnej koncepcji na
grę i zamiast grać zespołowo, dążą samotnie do zdobycia
bramki nie zważając na hordy rywali i wszelkie przeszkody. Jeśli
już zdecydują się nawet na podanie to czynią to w najmniej
oczekiwanym momencie i ich partnerzy gubią się w tym całym
zamieszaniu. Oddają strzały z niemal niewiarygodnych pozycji,
jednak zapominają, że aby wygrać mecz trzeba te bramki zdobyć.
Nie liczy się ilość oddanych strzałów, tylko to ile z tego
wpadło do bramki drużyny przeciwnej.
Sytuacja na lodzie zależy też od poziomu
trudności. Wybierając jeden z dwóch początkowych będziemy
urządzali sobie z przeciwną drużyną miłe sparingi i pokażemy
im, jak wiele im brakuje do profesjonalizmu. Szkoda, że w dwóch
pozostałych trybach role się odwracają i naprawdę mocno
trzeba się napocić, aby wyjść z potyczek obronną ręką. Źle
zrównoważono przedział trudności i niestety wielu graczy może
mieć problemy z dostosowaniem się do wymagań komputera.
Trzeba więc ostro ćwiczyć na poziomie begginer i może po
pewnym czasie będziemy nareszcie gotowi, aby stanąć twarzą w
twarz z drużyną naprawdę silną.
Sama grafika jak zawsze prezentuje się dobrze i
trudno mieć do niej jakiekolwiek zastrzeżenia. Nie ma jakiegoś
przełomu w porównaniu do poprzedniej edycji, choć z drugiej
strony już wtedy grafika była naprawdę znakomita. Pojawiło
się co prawda trochę głosów – ze strony fanów – że
twarze zawodników zostały nieco zniekształcone i trudno rozróżnić
poszczególnych graczy, jednak osobiście nie mam do tego
elementu większych zastrzeżeń. Dodano nawet „widok” na
naszych kibiców, zaraz po tym jak padnie bramka strzelona przez
nasz zespół. Ci mogą mianowicie cieszyć się i wiwatować po
dobrej grze, lub wygwizdywać i rzucać przekleństwami po
nieudanych zagraniach bądź porażce w fatalnym stylu.
Swoistą ciekawostką jest widok otoczenia i
samo jego odbieranie. Twórcom udało się doskonale oddać
atmosferę, jaka panuje podczas trwającego meczu hokejowego. W
trakcie gry słyszymy lecący krążek i jego odgłos odbicia się
o poprzeczkę bramki, krzyki ze strony kibiców mające nas
dopingować, czy też nawoływania zawodników. Czujemy tą
atmosferę hokejowego święta i możemy się nią doskonale
„raczyć”. Tu się po prostu czuje, iż nie jest to zwykła
bieganina za krążkiem, lecz ważne spotkanie i gra nie tylko
dla nas, ale również dla klubu i wiernych kibiców.
Dobrze jak zawsze, spełniają swą rolę
komentatorzy. Sprawozdanie meczu, ich żywiołowa relacja i
liczne gagi znajdują w nas wiernego odbiorcę i z nieukrywanym
żalem odchodzimy od nich, gdy wybija końcowa syrena. Panom
przy mikrofonie nie można nic zarzucić, gdyż wciąż trzymają
się na swoim wysokim poziomie i pokazują jak bardzo nadają się
do tej profesji. Mecz hokejowy to ich życie i z wielkim
przekonaniem, próbują również w nas wydobyć uczucia
wielkiego zamiłowania do tej dyscypliny. I chyba im się to
udaje.
Najnowszą odsłonę mogę polecić jedynie
osobom, które dotychczas nie spotkały się z całą serią
NHL. Na pewno się nie zrażą, gdyż z pewnością nie widzieli
na rynku nic lepszego i nawet niedopracowana edycja, którą
jest bądź co bądź NHL 2003, będzie dla nich emanowała sporą
grywalnością. Jednak co z pozostałą grupą osób, która
oczekiwała po tym wydaniu czegoś wielkiego? Tym graczom
szczerze odradzam zakup pudełka z panem Iginlą na okładce,
opatrzonego liczbą 2003. Nie wprowadza ona mianowicie żadnych
większych zmian i jest wręcz krokiem w tył całej serii.
Poszperajcie lepiej w starszych egzemplarzach i sprawdźcie się
w NHL 2000, gdyż tu raczej nie ma to większego sensu.
|
NHL 2004
Recenzje do Gry
NHL 2004
21 01 2004 | autor: Włodarczak "Speed" Adam
EA Sports jest firmą wielbioną przez ogromne
rzesze graczy z całego świata. Jakby nie spojrzeć, panowie z
tegoż konsorcjum odpowiedzialni są za stworzenie wielu
znakomitych tytułów. Trafiają się także gry słabsze,
jednak jest to zupełnie normalne gdyż nikt nie robi samych
„hitów”. Jak sprawa ma się tym razem?
Schemat wyglądał zupełnie podobnie jak
dawniej – wielkie, entuzjastyczne zapewniania marketingowców
o kolejnych postępowo – rewolucyjnych zmianach, nowych
animacjach, składach, bójkach, etc. Skąd my to znamy? No
jasne, że analogiczne teksty wciskane są nam od niemal dziesięciu
lat... Odrzućmy jednak na bok te wszystkie przedprodukcyjne
zachwyty i przyjrzyjmy się bliżej nowej odsłonie NHL. Wydanie
2004 wylądowało oto w mym starym i zużytym do granic możliwości
napędzie.
Przepraszam, gdzie WC?
Instalacja jak zwykle przebiegła bezboleśnie.
Z rumieńcem na policzku i śladową ilością śliny w kącikach
ust (ta druga wynikła prawdopodobnie z nadmiernego podniecenia
nowym produktem), czym prędzej zabrałem się do pierwszego,
jakże ważnego odpalenia gierki. Szokiem – chociaż nie, to
za dużo powiedziane – niespodzianką, jest brak
jakiegokolwiek intro wprowadzającego gracza w klimat gry.
Zawsze lubiłem obejrzeć ten krótki filmik, a tu go po prostu
nie ma. Jednak przecież nie będziemy czepiać się szczegółów
(aczkolwiek mnie takie detale pociągają najbardziej) i
zwyczajnie w świecie.. grajmy dalej.
Interfejs, do czego zresztą zdążyłem już
przywyknąć, jest mało intuicyjny (najdelikatniej ujmując).
Nie rozumiem, dlaczego tacy specjaliści jak programiści z EA
Sports, nie mogą zmontować w końcu czegoś porządnego. Czegoś,
co przede wszystkim byłoby czytelne, proste jak drut, ale
zarazem funkcjonalne. Po co te wszystkie animacje w tle, skoro
grzebanie w poszczególnych opcjach przyprawia o garść siwych
włosów na i tak wystarczająco już zestresowanej łepetynie?
Można to nazwać istną plagą gier sportowych – podobnie
sytuacja wygląda choćby w nowej FIFIE, czy też konkurencyjnym
PESie (a propos, to jest ten miły wyjątek, o którym wspomniałem
na początku).
Trybów siedem
Bawić można się w siedmiu trybach, z czego co
najmniej połowa jest do siebie bliźniaczo podobna. Bo jak
inaczej określić tryby takie jak sezon w NHL i sezon w trzech
„elitarnych” ligach europejskich (Elisernen, SM-Liga, Del)?
Wszystko wygląda identycznie, z tą „małą” różnicą, że
w tym drugim przypadku prowadzimy kluby niemieckie, fińskie
tudzież szwedzkie. Oczywiście w tym miejscu należy oddać twórcom
hołd za umożliwienie gry nie tylko na arenach amerykańsko –
kanadyjskich, co przecież samo w sobie jest już dużym odejściem
od celu głównego, jakim są rozgrywki National Hokey League
(wszak już sama nazwa gry na to wskazuje). Poza tym dostępne są
naturalnie mecze towarzyskie, play offy, turnieje oraz coś, na
co większość z nas czekała z zapartym tchem – Dynasty
Mode, czyli nic innego jak zwykły sezon z poszerzonymi opcjami
menedżerskimi. Ten tryb zapowiadano jako swoistą rewolucję,
co zresztą nie dziwi – dobry menedżer + dobra symulacja =
rewolta na całego! Czy jednak udało się zrealizować te
zamierzenia? Niestety, nie do końca...
|
Karierowicz od siedmiu boleści
Każda ekipa w lidze NHL posiada swoje
indywidualne parametry, które autorzy skrupulatnie opisali i
umieścili w bazie. W przypadku trybów takich jak zwykły Sezon
czy Play off, te atrybuty pozostają niezmienne. W Karierze
natomiast, wraz z rozpoczęciem gry, wszystko u wszystkich spada
do zera – od tej chwili rozpoczyna się budowa nowych potęg.
Każdy klub scharakteryzowany jest jedenastoma głównymi wyróżnikami.
Wszystkie te cechy można, a wręcz trzeba, rozwijać na dziesięciu
poziomach (o tym jednak za chwil parę). Wybór klubu na początku
nie jest więc zbyt ważną decyzją – bez względu na to, czy
zaopiekujemy się słabeuszem czy też krezusem, efekt końcowy
będzie tożsamy.
Po ówczesnym wyborze klubu przechodzimy do menu
głównego menedżera (tzw. GM’s Options). W tymże biurze załatwiamy
praktycznie wszystko, co związane jest z klubem od strony
organizacyjnej. To właśnie tutaj mamy możliwość wymiany
zawodników, podpisywania kontraktów z młodzikami (najpierw
jednak warto zajrzeć do zakładki „scouting reports”, gdzie
nasi szperacze wyszukują nowe talenty), bądź też przedłużania
lub rezygnowania z umów ze starymi wyjadaczami. Dostępny jest
także ranking menedżerów (wyjaśniać tego rzecz jasna nie
muszę) oraz ekran z postępami naszych podopiecznych. W tym
drugim oknie widzimy w jakich aktualnie nastrojach są hokeiści,
a także możemy podziwiać ich postępy na treningach. Zmiany
na lepsze są jednak bezpośrednio uzależnione od struktury
klubowej, a ta z kolei - jak wiemy z powyższego - na początku
jest zrównana do zera. Efekty te są więc początkowo
nienajlepsze. Trzeba ten stan rzeczy szybko zmienić...
Wszelakich usprawnień dokonujemy w miejscu
zwanym potocznie „upgrades”. Tak jak wspomniałem wcześniej,
naszym oczom ukazuje się jedenaście „struktur”, które aż
proszą się o modernizację. Zakładka „Staff” dotyczy
klubowych skautów (wyszukiwanie talentów), lekarzy (szybszy
powrót do zdrowia w razie kontuzji), szkoleniowców (zwiększają
potencjał zawodników), speców od marketingu (więcej widzów)
oraz agentów transferowych (dobre zakupy za mniejszą cenę).
Druga podgrupa odpowiedzialna jest bezpośrednio za wzrost
parametrów naszych podopiecznych. Przykładowo, rozbudowując
klubową siłownię sprawiasz, iż hokeistom od razu podnoszą
się atrybuty „siłowe”. Natomiast jeśli np. zainwestujemy
w „practice rink”, to zawodnikom będzie lepiej grało się
na własnym lodowisku. No dobrze, wszystko jasne, ale skąd brać
na to kasę? Ano właśnie, tutaj jest haczyk - modernizacji nie
dokonujemy poprzez wydawanie pieniążków, tylko specjalnych
punktów. Te z kolei zarabiamy wygrywając kolejne mecze, kupując
nowych wartościowych zawodników, etc. Reasumując – gdy np.
maksymalnie rozwiniemy wymienione już siłownie, to każdy
zawodnik, który znajdzie się w naszej kadrze, automatycznie
notuje wzrost parametru „strenght” o 10 punktów (1 poziom x
1 „punkt), etc. Czyli, jeśli Kowalski z siłą 51 zasili nasz
klub, to atrybut ten wzrośnie momentalnie do 61. W sumie rozwiązanie
dość oryginalne, ale zarazem kontrowersyjne. Po prostu dobry,
rozwinięty klub oddala się coraz bardziej od reszty kwasowej.
Ci maluczcy natomiast pogrążają się w biedzie i nędzy.
Chyba, że trafi im się odpowiedni menedżer, a wtedy to już
inna bajka.
|
Grając w trakcie sezonu możemy planować w
kalendarzu (notabene nieźle spieprzonym) czy to sparingi, czy
też zwykłe treningi. Łącznie jest pięć rodzajów ćwiczeń,
które w różnym stopniu wpływają na atrybuty i morale
zawodników. Nie można cały czas prowadzić długich treningów,
bo taka zabawa skończy się nienajlepszą atmosferą w drużynie.
I odwrotnie – krótkie „spotkania” na dłuższą metę
doprowadzą do dużego spadku umiejętności.
Nie wspomniałem jeszcze o dwóch ważnych
aspektach. Pierwszym jest sekcja finansowa, miejsce, w którym
ustalamy głównie ceny biletów na spotkania sezonowe oraz play
offy (pod warunkiem, że się do nich dostaniemy). W sumie nasza
kontrola ogranicza się zaledwie do wymienionej czynności.
Jedynie ilość widzów na trybunach wzrasta / maleje, w zależności
od cen, jakie ustawimy – i nic więcej. Do wglądu jest
jeszcze stan klubowej kasy, etc. Drugą opcją, o której
grzechem byłoby nie wspomnieć, jest możliwość rozbudowy własnego
biura. Nie powiedziałem bowiem, że cały czas podczas
„pracy” w owym „sekretariacie”, widzimy w tle miłego
pana (czyli siebie), siedzącego przy stoliku. Zarobioną mamonę
można więc wydać na zakup nowej podłogi, wymalowanie ścian,
wstawienie świeżych kwiatków, powieszenie drogich obrazów i
jeszcze wiele innych bajerów, które na dobrą sprawę nie są
nikomu do szczęścia potrzebne. No, ale żeby się nie nudziło
po skończonej rozbudowie stadionu, itp. można się czasem
pobawić.
Czytając powyższe wywody wydawać by się mogło,
że Dynasty Mode jest faktycznie niezłym trybem menedżerskim.
Niestety, obserwujemy tu typowy przerost formy nad treścią. Możliwości,
wbrew pozorom, wyczerpują się dosłownie po paru godzinach
gry, a i tak faktyczny wpływ na losy klubu mamy niewielki.
Nudzi się to wszystko szybciej niż można sobie wyobrazić. No
cóż – rozbudzone apetyty fanów jak zwykle nie zostały
odpowiednio zaspokojone. A szkoda, szkoda...
Sympatycznie, ale...
Rozpędziłem się przy okazji Dynasty Mode,
natomiast nic jeszcze nie powiedziałem o najważniejszym
elemencie, jakim jest bez wątpienia sam mecz i wszystko, co
bezpośrednio bądź też pośrednio jest z nim związane.
Grając w pojedynkę możemy decydować o sile
komputerowego przeciwnika, korzystając z tradycyjnej,
czteropoziomowej skali. Medium i difficult, czyli dwa
najtrudniejsze poziomy, dostarczają wielu godzin równorzędnej
walki. Przyznam szczerze, że z początku miałem problemy z
wygraniem jakiegokolwiek meczu, a nawet z umieszczeniem krążka
w bramce! Z drugiej strony, to bardzo dobrze, że trzeba się
trochę pogimnastykować, zanim strzelanie bramek wejdzie w krew
niczym niekończąca się chęć zwyciężania – bo zakładam,
że tej nikomu z was nie brakuje.
|
Jak się gra? Całkiem porządnie, momentami
nawet klimatycznie, z niewielką dozą (ale zawsze!) emocji i
napięcia. Zwłaszcza w początkowym stadium, gdy jeszcze nie
opanowaliśmy dobrze zasad gry, wrażenia są jak najbardziej
pozytywne. Świetna walka zawodników pod bandą (palce lizać!),
nie zawsze celne podania, kilka tzw. „szybkich formacji”
(czyli zmiana strategii w trakcie meczu poprzez naciśnięcie
jednego klawisza) oraz piękna grafika (wliczając w to widownię)
– to zostawia po sobie bardzo pozytywne wrażenie. Co się
tyczy zaś spraw związanych z taktyką, to niestety, ale zmiana
tychże ustawień zbyt wielu konkretnych efektów nie przynosi.
Najprzydatniejsze są w moim mniemaniu wymienione już szybkie
zmiany. Po pięć strategii – defensywnych i ofensywnych –
zaoferowanych przez programistów nie jest może wynikiem budzącym
podziw, ale nie można też powiedzieć, że jest to totalna
katastrofa. Chociaż patrząc okiem sceptyka, a raczej maniaka
symulacji i menedżerów, to także i te „quicki” są
bezproduktywne... Jednak mniej wymagających graczy rozwiązanie
serwowane przez EA Sports z pewnością zadowoli.
Zgodnie z zapowiedziami, w NHL 2004 pojawił się
nowy system bójek. Decyzje o podjęciu jatki pozostawiono samym
graczom. W praktyce wygląda to mniej więcej tak, że gdy pomiędzy
dwoma zawodnikami dojdzie do ostrego starcia, to pojawia się
opcja „sieczki”. Teraz tylko i wyłącznie od gracza zależy,
czy podejmie walkę, czy po prostu zignoruje nadpobudliwego
hokeistę. Sama bijatyka jest – co z przykrością stwierdzam
– nudnawa do granic możliwości. Dwa bloki + dwa ciosy (górny,
dolny) - i praktycznie na tym cała wyliczanka się kończy. Lejąc
się z kolejnymi rywalami nieraz odniosłem wrażenie, że o
wyniku ktoś zadecydował z góry... Nie wiem, może nie umiem
się bić (co jest bardziej niż mniej prawdopodobne)... Fajnie
natomiast wyglądają upadki po skończonym „dziele”, gdzie
– w przypadku mocnego sierpowego – czasem nawet spada na
lodowisko sam kask.
Graficznie wszystko stoi, jak zwykle zresztą,
na bardzo wysokim poziomie. Z nowości, jakie pojawiły się w
wydaniu 2004, warto wspomnieć o nowej, „ruchomej” publiczności,
która dodaje widowisku specyficznego klimatu. Nie jest to
jeszcze animacja najwyższej klasy, ale widać, że programiści
idą w dobrym kierunku. Poprawiono też powtórki oraz wszelakie
scenki wyświetlane podczas meczu. Taki replay prezentuje się
doprawdy uroczo i, co równie miłe, trwa nieco dłużej niż
miało to miejsce dawniej. Jeśli zaś chodzi o aspekty dźwiękowe,
to tutaj trudno mówić o jakiejkolwiek obiektywnej ocenie –
każdy ma najzwyczajniej w świecie inny gust. Ze swojej strony
dodać jedynie mogę, że kawałki umilające (bądź też wręcz
odwrotnie) nam czas podczas zabawy z NHL 2004, gatunkowo należą
do rocka, czasem bardzo mrocznego, wręcz przygniatającego swą
„ciężkością”. Nie będę oceniał tego posunięcia
„muzyków” EA – jednym pewnie się spodoba, innym z kolei
nie. Niemniej jednak, większy wybór muzy nikomu nie zaszkodziłby...
Niezaprzeczalnym minusem jest natomiast zbyt
skomplikowana klawiszologia – oczywiście jak na grę z tej
serii. Przykładowo, żeby wykonać efektownego haka (czy
efektywnego – tego już nie jestem zbyt pewny) trzeba użyć
kombinacji dwóch klawiszy. Czasem, zwłaszcza gdy gramy na
maksymalnym game speed, przysparza to wielu problemów. Gdy tego
typu kłopoty powtarzają się dłużej niż planowaliśmy,
zaczynamy się niepotrzebnie irytować, co np. u mnie jest równoznaczne
z dłuższym lub krótszym rozbratem z daną grą.
Dlaczego tak nisko?
NHL 2004 nie jest grą przełomową, nie łamie
standardów (de facto ustawionych przez swą poprzedniczkę),
nie wprowadza też żadnych rewolucyjnych nowinek. Owszem, takie
innowacje jak nowy system bójek są smacznym kąskiem, ale jak
dla mnie tego wszystkiego jest zdecydowanie za mało. „Ósemka”
jest oceną sprawiedliwą. Maniakalni fani NHL (w prawdziwym
wydaniu) śmiało mogą dopisać kilka oczek więcej. Dla całej
reszty... Cóż, można pograć przez kilkanaście dobrych
wieczorów, ale co później – trudno stwierdzić. Zagrać
jednak warto i to nie raz, nie dwa...
|
OCENA PSYCHOLOGICZNA
Przemoc, brutalność, nieodpowiednie treści
Gra o niskim nasyceniu przemocą. Przemoc w grze jest
tylko symboliczna i śladowa. Gra 'bezpieczna' dla wszystkich odbiorców
- w tym dzieci.
Kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe
Gra w pewnym stopniu ma wpływ na rozwój 'kreatywności'.
Rozwija wyobraźnię i stymuluje u grającego takie elementy jak:
• poszukiwanie nowych rozwiązań - w istotnym stopniu.
• relacje społeczne, wrażliwość estetyczna, umiejętność
elastycznego dostosowania się do czynników zewnętrznych,
kombinatoryka, niekonwencjonalne rozwiązania, nawiązywanie
rzeczywistych kontaktów społecznych poprzez Internet - w pewnym
stopniu.
Gra w niewielkim stopniu pobudza funkcje odpowiadające
za proste myślenie przyczynowo-skutkowe. Ma też pewien wpływ na
umiejętność planowania prostych działań. Rozwija również w
pewnym stopniu wiedzę ogólną w zakresie sportu hokeja na lodzie i
amerykańskiej ligi NHL. Produkt typowo rozrywkowy, choć może w
pewnym stopniu pomóc odbiorcy rozwijać myślenie logiczne oraz
poszerzać swoją wiedzę.
Spostrzegawczość i wyobraźnia przestrzenna
Gra ma duży wpływ na spostrzegawczość w zakresie
rozwijania umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się
warunki i sytuacje. Rozwija umiejętność szybkiego dostrzegania
nowych elementów i natychmiastowej reakcji na nie. Wyrabia refleks i
zręczność. Granie w ten produkt wpływa na: rozwój zręczności,
koordynację oko-ręka, refleks. Tytuł zdecydowanie zalecany dla osób,
które mają trudności z koordynacją oko-ręka lub chcących rozwinąć
refleks oraz ogólną zręczność.
Gra ma wpływ na umiejętność planowania w
przestrzeni i wyobraźnię przestrzenną, zwłaszcza w przestrzeni 2D,
ocenę odległości, koordynację kierunku z szybkością poruszania.
Polecana dla osób chcących rozwinąć umiejętność planowania w
przestrzeni 2D oraz koordynację.
NHL 2005
Recenzje do Gry
NHL 2005
19 11 2004 | autor: Adam "eJay" Kaczmarek
Za oknem szaro i deszczowo. Zima zbliża się
wielkimi krokami. Większość graczy zaciera ręce, bo wiedzą,
że pod koniec roku wychodzą ich długo wyczekiwane hity. Mając
miesiąc wolnego czasu trzeba się jednak czymś zająć. Ja
postawiłem na produkt EA Sports. Przyczyna była prosta. Jestem
fanem hokeja, a sytuacja za oceanem wcale nie napawa mnie
optymizmem. Najpopularniejszej lidze hokejowej świata grozi
bankructwo, a co za tym idzie, moi ulubieni zawodnicy nie wiedzą
jeszcze, gdzie będą grać. Mariusz Czerkawski znalazł
tymczasowe zatrudnienie w lidze szwedzkiej, natomiast obecnie
grający w Czechach Jaromir Jagr wybiera się niedługo do
Moskwy, by grać w klubie Romana Abramowicza. Trwający od
wakacji lokaut powinien zakończyć się na początku grudnia.
Wtedy też szefowie NHL zadecydują, czy liga będzie grać, czy
jednak magnaci finansowi utworzą zupełnie nowe rozgrywki. W
takiej sytuacji ta szansa, aby po raz ostatni ujrzeć hokej w
wersji amerykańskiej wydaje się jedyną, nawet jeśli oznaczałoby
to wpatrywanie się monitor kilka godzin dziennie. Dzięki EA
Sports możemy prawdopodobnie ujrzeć to, czego nie zobaczymy w
ciągu najbliższych 6 miesięcy. Dlatego tym bardziej ucieszyłem
się, gdy w moje ręce trafiła najnowsza edycja NHL, tym razem
z numerkiem 2005.
Zawód wykonywany – Hokeista
Na estetycznym pudełku DVD widnieje jeden z
najlepszych obecnie zawodników – Markus Naslund. Zapewne gwieździe
Pittsburgh Penguins EA zapłaciło dużą sumkę pieniędzy, aby
ów zawodnik użyczył swojego wizerunku. Jednak prawdziwego
gracza interesuje zawartość pudła, a nie jego wygląd. W środku
znajdziemy instrukcję, klucz potrzebny do zainstalowania gry
oraz 2 płyty CD z grą. Pierwszy minus – jedna z płyt
zapakowana jest w niewygodną i łatwo niszczącą się kopertę.
Można to było rozwiązać lepiej. W sumie to drobnostka, ale
komfort instalacji jest przez to mniejszy. Po włożeniu płyty
wskazuje folder docelowy i zaczynam instalację. Tu dosyć miłe
zaskoczenie. EA Sports przyzwyczaiło mnie, że podczas tego
procesu pojawiają się liczne bajery rozpraszające wzrok np.
screeny z gry czy nawet podpowiedzi co do rozgrywki. Teraz to
wszystko poszło w niepamięć i uraczeni jesteśmy jedynie
paskiem stanu instalacji.
Minęło 10 minut, zrobiłem standardowo restart
komputera i zacząłem grać. Oczom ukazuje się pan Naslund
reklamujący grę. Trwa to może 8-10 sekund. Gdzie jest jakieś
intro zachęcające do grania? Rozumiem oszczędności
estetyczne dotyczące instalacji, ale intro powinno być, szczególnie
że sama gra jest bardzo dynamiczna i ładna. Niedosyt ten
rekompensuje nam menu. W przeciwieństwie do wersji 2004, jest
ono bardzo funkcjonalne i ładne. Wystarczą zaledwie 3 kliknięcia
i już znajdujemy się tam gdzie chcemy być. Opcje są
standardowe. Dotyczą grafiki, dźwięku i sterowania. Możemy
przejrzeć listę piosenek, jakie atakują nasz słuch w menu i
podczas meczu. Nieco osobnym menu jest Menu Zasad (Rules). Tu możemy
ustawić poziom realizmu naszej gry. Można wyłączyć wszelkie
zasady hokeja amerykańskiego (np. spalony na niebieskiej lub
Faceoff). Tyle wędrowania po opcjach. Czas pokazać co nowego
ma do zaoferowania NHL 2005.
Hokeista i jego nowości
EA Sports zawsze potrafiło zareklamować nowości
w swoich grach (sławne „First Touch” przy FIFIE 2005). Tak
samo jest i tutaj. Skupmy się na rzeczach widzianych gołym
okiem już w menu. Są to 2 tryby rozgrywki. Pierwszy z nich to
Free4All. Polega on na graniu do jednej bramki. Wybieramy
jednego z kilkunastu najlepszych graczy, ustalamy do ilu
strzelonych goli gramy (lub ile trwa mecz) i zaczynamy.
Lodowisko zostało ograniczone bandami niedaleko pierwszej
niebieskiej linii. Możemy grać 2 na 1 tzn. wybieramy sobie
napastnika, którym kierujemy, a komputer dodaje nam 2 obrońców,
którzy przeszkadzają nam, jak tylko mogą, w zdobyciu bramki.
Zabawa jest całkiem fajna, gdy mamy jeszcze obok siebie kolegę
z padem. Jeśli do tego dodamy możliwość włączenia trybu
Big Head Mode to czasem można się nawet pośmiać. Tryb ten
najlepiej sprawdza się w gronie 4 osób grających na jednym
komputerze. Wtedy zabawę można nazwać przednią. :-)
|
Kolejnym trybem jest Puchar Świata. Do naszej
dyspozycji oddano 8 najlepszych reprezentacji narodowych. Próżno
szukać wśród nich Polski. Wielka szkoda, bo jak słyszę, że
na zgrupowania przylatują nasze asy – Czerkawski i Oliwa, to
mam ochotę dokopać Kanadyjczykom. :-) Nic to, pozostają nasi
sąsiedzi Czesi, z Jagrem i Haszkiem na czele. Nimi można
rozgromić każdego. System rozgrywek polega na meczach „każdy
z każdym”.
Przejdźmy teraz do nowości, których odkrycie
wymaga nieco dłuższego czasu. Dwa z nich dotyczą rozgrywki.
Panowie z EA Sports wbudowali w mecz trenerski notes z rodzajem
rozgrywania akcji. Taki notes włącza się automatycznie przy
przerwie w meczu. Wtedy błyskawicznie wybieramy rodzaj zagrywki
(musimy to zrobić naprawdę szybko, bo przerwa trwa krótko) i
dzięki temu możemy efektownie przerwać akcję przeciwnika bądź,
w przypadku ataku ofensywnego, niekonwencjonalnym podaniem podać
do kolegi ustawionego przed bramką. Pomysł jest naprawdę świetny
i sprawdza się znakomicie. Szkoda tylko, że ilość takich
zagrań została mocno ograniczona. Drugi z pomysłów ma
niestety swoje wady. Jest nim tzw. Open Ice Support (a także
Control Ice Support). Polega on na grze bez krążka. Pomysł
ten zapożyczony jest z FIFY (odpowiednik Off the Ball). Jednak
o ile w defensywie pomysł ten sprawdza się naprawdę dobrze
(można wezwać szybko pomoc i podwoić krycie) to w ofensywie
kuleje.
W czasie ataku użycie tego zagrania powoduje
pozostawienie zawodnika z krążkiem na pastwę losu. Komputer
wykorzystuje to bezwzględnie. Zanim wystawimy się na pozycję
drugim zawodnikiem, musimy już wracać, bo straciliśmy krążek.
Manewr ten zostawiam naprawdę zapalonym i zręcznym graczom.
Zapewne wielu z nim opcja ta pomoże w wygrywaniu meczy, mi
jednak bardziej przeszkadzała.
Kolejną drobnostką wprowadzoną w wersji 2005
jest wskaźnik „Chemistry”. Pojawia się on przy
kompletowaniu składu zespołu. Pokazuje on, w jaki sposób
dopasowali się zawodnicy względem siebie. Dwie gwiazdy grające
obok siebie będą powodować konflikty w prowadzeniu gry.
Dlatego najlepiej w każdej formacji mieć klasowego zawodnika,
a razem z nim graczy słabszych, ale bardziej pożytecznych (od
brudnej roboty).
Ostatnią z nowości jest e-mail w trybie
Dynasty. To pomysł również zapożyczony z najnowszej FIFY (a
może to FIFA zapożyczyła wszystko od NHL? Sam już nie wiem
:-) ). To nasze źródło informacji o rozgrywkach i drużynie.
To tutaj czytamy wszelkie wiadomości z hokejowego świata.
Otrzymujemy informacje o kontuzjach, transferach, wynikach,
zwycięzcach plebiscytów itd. Ogólnie mówiąc e-mail w tej
grze pełni taką samą funkcję jak ten w rzeczywistości.
|
Hokeista chce grać. Ale jak?
Do naszej dyspozycji oddano łącznie 7 trybów.
Exhibition pozwala nam na rozegranie szybkiego pojedynku bez zbędnego
grzebania w opcjach. Z kolei Season dam nam możliwość
rozegrania całego sezonu (do wyboru: 29, 58 lub 82 spotkania).
Można tu skorzystać z opcji Fantasy Draft. Polega on na
wybieraniu kolejnych zawodników z listy i utworzeniu własnej
drużyny. Zespoły ustawione są w losowej kolejce i po kolei każdy
wybiera jednego gracza. O Pucharze Świata i Free4All już pisałem
wcześniej. Elite Leagues pozwala nam na granie drużynami z 3
europejskich lig: szwedzkiej (Elitserien), fińskiej (SM-Liiga)
oraz niemieckiej (DEL). Co ciekawe każda z nich rządzi się własnymi
prawami (reguły różnią się czasem diametralnie). Mogą być
dozwolone podania przez 2 linie, w przypadku ligi niemieckiej
mecz nie może zakończyć się remisem, a najlepszy strzelec w
lidze fińskiej nosi złoty kask. Play Online pozwala nam za to
na rozegranie meczy z żywymi przeciwnikami poprzez Internet.
Najbardziej grywalną jednak opcją jest Dynasty Mode. Tryb ten
jest bardzo podobny do tego z wersji 2004. Możemy w ciągu 10
sezonów zbudować swój wymarzony zespół.
Dynasty jest o tyle ciekawym trybem, iż o
naszych poczynaniach i pozycji w tabeli decydują finanse. To od
nas zależy, ile kosztować będą bilety na pojedynczy mecz lub
playoffy (o ile się do nich zakwalifikujemy). Ponadto mamy wpływ
na procent zysków ze sprzedaży pamiątek. Niestety są dwie
strony medalu ustanawiania cen. Z jednej strony zysk na początku
możemy mieć ogromny, można pozwolić sobie na wysokie
kontrakty i lepszych zawodników. Z drugiej strony jednak liczba
kibiców z meczu na mecz zmniejsza się, a to oznacza mniejszy
dochód. Nie warto więc ustanawiać wysokich cen za bilety (co
innego playoffy, tu bilety musza być drogie i to bardzo). Wskaźnik
zadowolenia kibiców widoczny jest w dolnym rogu w menu Finansów.
Jeśli już o menu trybu Dynasty piszę, muszę wspomnieć, iż
jest ono bardzo funkcjonalne. Podzielone jest na 5 części, każda
odpowiada za coś innego. Wśród nich mamy opcje trenerskie (można
wybrać rodzaj treningu, zagrywki, strategię itd.), menedżerskie
(kupno/sprzedaż zawodników, przedłużanie kontraktów, rozglądanie
się za talentami), meczowe (można zadecydować, czy gramy
sami, czy też komputer ma zasymulować jedynie wynik), a także
infrastrukturę (można wybudować salę gimnastyczną, poprawić
transport na mecze wyjazdowe, a także zatrudnić specjalistów
– wszystko ma wpływ na morale i formę zawodników). Po każdym
sezonie mamy możliwość przebrnięcia przez draft młodych
zawodników (nie zawsze talentów). Wybieramy pięciu nowych
graczy, których statystyki początkowo opisane są przez
naszych scoutów kolorową literą. I tak z sezonu na sezon, aż
wreszcie dobrniemy do playoffów i wygramy mecz o Puchar
Stanleya.
|
Hokeista wygląda i śpiewa ładnie
Graficznie NHL 2005 stoi na bardzo wysokim
poziomie. Jakość tekstur, animacja po prostu zachwycają.
Twarze zawodników wykonane są perfekcyjnie. Nie można
przyczepić się również do strojów, masek bramkarzy i innych
drobnych detali. Publiczność wykonana jest w pełnym 3D. Gdy
wstają podczas odgrywania hymnów wyglądają świetnie.
Dopiero później widzimy, że twarze kibiców dosyć często się
dublują, ale na taki drobiazg można przymknąć oko. Przy
rozpoczęciu gry, na tafli zaczyna się prawdziwe show, błyskają
flesze aparatów. Zawodnicy wjeżdżają na lodowisko przez
specjalną lodową bramę. Pod dachem hali rozwieszone są flagi
państwa, gdzie rozgrywany jest mecz. Na ławce rezerwowych
trwają zażarte dyskusje. Trener przekazuje zawodnikom ostatnie
wskazówki. Podczas meczu podziwiamy fantastyczną animację
zawodników. Wszystko wygląda bardzo naturalnie. Bójki,
upadki, zderzenia wyglądają dramatycznie, niczym w rzeczywistości.
Po strzeleniu bramki kibice rzucają na lód
czapki w geście szacunku dla strzelca. Sami zawodnicy potrafią
się również oryginalnie cieszyć. Zakres ruchów jest
ogromny. To, co zrobili panowie z EA Sports to perfekcja. Od
poziomu grafiki nie odstaje muzyka. Soundtrack jest bardzo
dobry, szkoda tylko, że piosenek jest mało – dziewięć. Cała
estetyka gry zasługuje na medal (nawet złoty).
Wady i niedopracowania pana Hokeisty
Niestety NHL 2005 nie jest grą perfekcyjną.
Daleko jej nawet do miana gry bardzo dobrej. Składa się na to
kilka czynników. Po pierwsze nie ma edytora zawodników. Edytor
ten w poprzednich wersjach pozwalał na stworzenie samego
siebie, a co za tym idzie, zwiększał frajdę. Istnieje tylko
Edytor do tworzenia drużyn, jednak wydaje się, że został on
dodany na siłę, zakres jego możliwości został mocno
ograniczony. Kolejną wadą jest brak kilku bardzo ważnych
statystyk. Nie ma klasyfikacji strzelców ligi. Można przejrzeć
tylko listę strzelców swojego zespołu. W ten sposób panowie
z EA Sports utrudnili nam zadanie w szukaniu bardzo wartościowych
graczy, którzy mogliby wzmocnić nasz zespół. Nie ma też ogólnego
kalendarza dla ligi, mamy wgląd tylko w kalendarz zespołu,
jaki my prowadzimy.
Kolejnym minusem jest opcja symulacji meczy. Nie
powiem, bardzo pomaga to przy długim sezonie, ale komputer
strasznie oszukuje w wynikach. Zakładamy, że mamy zespół
marzeń, świetny zespół, wszyscy zawodnicy są w formie itd.
Wygrywamy sami pierwsze 5 spotkań z rzędu. Chcemy potem oddać
w ręce komputera nasz zespół. I co się dzieje? Kolejne 5
spotkań przegrywamy. Algorytm nakazuje zrównanie wygrywanych
meczy do ok. 45-50%. Jest to trochę wkurzające, ale udało mi
się przebrnąć jeden sezon bez symulacji meczu.
|
Wady znajdujemy również w samej rozgrywce.
Jest ona bardzo efektowna, szybka, emocjonująca, ale... No właśnie.
Tego wszystkiego jest zdecydowanie za dużo, gra jest
niesamowicie chaotyczna. Czasem na lodowisku rozgrywają się iście
dantejskie sceny (6 zawodników leży od uderzeń, 3 kolejnych
pada... co z nimi jest?). Bijatyki można wszczynać co 2-3
minuty (wystarczy mieć w zespole prowokatora z dużym współczynnikiem
Fighting). Za dużo jest tzw. „hitsów” czyli uderzeń w
zawodników. Norma, jaka przypada na mecz, wynosi około 50, co
jest rezultatem niesamowitym biorąc pod uwagę, że najkrócej
można grać 15 minut (5 minut na tercję). Co ciekawe, sędziowie
nic sobie z tego nie robią, kary widywane są bardzo rzadko.
O wadach Open Ice Support już pisałem, więc
nie będę się powtarzał, tylko powiem, że ta wada wynika
raczej z mojego sposobu grania, bo innym może się to przydać.
Niektóre zagrania komputera budzą podziw, a niektóre śmiech.
W 95% sytuacji, komputer zamiast strzelać z dystansu, próbuje
wejść z krążkiem do bramki. Jego niedopracowane AI można również
zauważyć w sposobie prowadzenia akcji. Nie rozgrywa zamków,
podaje prosto nam pod nogi itd. Dopiero przy Power Play
(przewadze jednego zawodnika) budzi się z letargu i nagle gra
jak mistrz. Można za to pochwalić jego grę obronną. Na najwyższym
poziomie trudności strzelenie więcej niż 3 bramek w meczu
graniczy z cudem, a i w ataku potrafi zagrać niekonwencjonalnie
(mimo wymienionych wcześniej błędów).
|
Podsumowanie dokonań naszego sportowego bohatera
Nowa edycja NHL jest gra bardzo solidną. Nie
wiem jednak, czy warto w nią zainwestować pieniądze, gdy
posiadamy zeszłoroczna edycję. Owszem, do ręki dostajemy
produkt z nowościami, bardzo ładną oprawą, licencją i wysoką
grywalnością. Jednak brakuje mu kilku naprawdę istotnych
cech, dzięki którym uznać można by było najnowsze dzieło
EA Sports za grę na wysokim poziomie. Z pewnością fani i tak
zaopatrzą się w tę pozycję, bo dla nich NHL to magia.
Rozpoczął się już listopad. Myślę, że w perspektywie
nadchodzących świąt uznać można NHL 2005 za miły prezent
pod choinkę...
PLUSY:
- świetna grafika i bardzo dobra muzyka;
- magia NHL;
- tryb Free4All;
- parę nowych innowacji w zakresie rozgrywki (trenerski
notes i system Open Ice Support);
- 3 ligi europejskie gratis;
- grywalność;
- ostatnia szansa obejrzenia NHL (prawdopodobne bankructwo
ligi).
MINUSY:
- na lodowisku czasem jest za duży chaos;
- brak niektórych, ważnych dla gry statystyk;
- AI komputera;
- gdzie się podział edytor zawodników?
- brak tak naprawdę jakiejś rewolucji (stary, dobry NHL).
|
NHL 2006
Recenzje do Gry
NHL 06
19 10 2005 | autor: Paweł "HopkinZ" Fronczak
Serce zaczyna bić mocniej, gdy po wznowieniu
przejmuję krążek. Przeciwnik się cofa – pięknie, zrobili
lukę na lewym skrzydle. Ruszam żwawo uważając, by krążek
nie odskoczył za bardzo od kija. Świetnie! Kumple z drużyny
czyszczą mi drogę. Wszyscy zostali w tyle. Serce podchodzi mi
do gardła – jestem sam na sam z bramkarzem. Hej! Ale mam
przecież nowy system zwodów. No to już, jedziemy z tym
koksem! Prawa, lewa, znowu prawa – tylko widzę, jak bramkarz
nerwowo przestępuje z łyżwy na łyżwę i przygotowuje się
do obrony. Jeszcze tylko kilka metrów. Hamuję tuż przed bramką.
Zaczynam robić potężny wymach i... zapala się zielona lampka
– koniec tercji. Agrh, znowu to samo!
Niczym zamarznięty mamut
Trudno jest zaczynać recenzję gry, która w
zasadzie nie zmienia się od kilku lat. No, bo cóż napisać?
Że oczekiwałem na tę odsłonę NHL z wypiekami na
twarzy? Nie, nie spodziewałem się po niej rewolucji, chociaż
jak co roku EA Sports wieściło zmiany.
A prawda jest taka, iż od roku 2000 gra traktująca
o hokeju jest niemal taka sama – z małymi wzlotami i
upadkami. Aż chciałoby się rzec: w elektronicznym NHL
bez zmian. I warto zadać sobie pytanie: czy można tu coś w ogóle
zrobić, by odzyskać coraz bardziej zatrącaną grywalność?
Były karty z zawodnikami, tryb Dynastii – w tym roku
„fenomenem” miał być nowy system zwodów i strzałów.
Sprawiło to, że w postać hokeisty jest nam się łatwiej wczuć.
Możemy też wyprawiać jeszcze większe cuda z krążkiem.
Było!
Gra przez sieć, szybki mecz, sezon, dynastia,
turniej, elite league (bez ligi polskiej ;-)) i free for all –
przedstawienie najważniejszych opcji NHL 06 zajęło mi
pięć sekund. W dwóch słowach ujmując: nic nowego. Do tego
dochodzi Creation Zone – czyli możliwość tworzenia własnego
zawodnika oraz całej nowej drużyny. Maniacy hokeja z pewnością
będą zadowoleni. Rzecz jasna można też przeglądać
statystyki graczy, składy drużyn etc. A podczas właściwego
sezonu mamy również wykaz bramek i asyst poszczególnych
zawodników. Statystyk jest całkiem sporo, jednak wciąż to
jedynie kropla w oceanie liczb i cyferek, jaki oferuje np. seria
NBA.
Ponownie najciekawszym zdaje się być tryb
Dynastii. Wcielamy się w trenera i mamy spore możliwości w
sprawach zarządzania drużyną. Odbieramy e-maile, ustawiamy
strategie na każdy mecz, określamy cechy treningu drużyny i
ogólnie gramy sobie w hokej. Mamy również wgląd na zasady i
przepisy ligi NHL. Wedle własnego kaprysu można włączać lub
wyłączać wszelkie reguły, ustawiać czas tercji itd.
Ponownie jest to okraszone przystępnym acz – niestety –
nieco uciążliwym menu.
|
Co w lodzie trzeszczy?
Dynamika i realizm. Tymi słowami można streścić
to, co dzieje się podczas meczu. Zawodnicy zachowują się jak
normalni gracze NHL. Grają taktycznie, wystawiają się na
dogodne pozycje, potrafią się porządnie ustawić i trzymać
przeciwnika w zamku podczas gry w przewadze. Zdarzy im się też
wpadka – potężnym strzałem trafią w słupek albo źle
podadzą, ponieważ przeciwnik przechwyci krążek. Podobnie
jest po stronie komputera. Gdy przegrywają, a koniec tercji
nieubłaganie zbliża się do końca, zaraz po przejęciu krążka
lecą na złamanie karku i strzelają „na chama” – byle
tylko stworzyć sytuację zagrażającą bramkarzowi. Muszę
przyznać, że pod względem zachowania graczy na boisku NHL
06 zaskoczyło mnie pozytywnie.
Czas na dynamizm. Gra jest szybka, wartka, zacięta
i niekiedy chaotyczna. Czyli taka jak prawdziwy hokej. Zdarzają
się bójki (można blokować ciosy, a waląc piąchą po głowie
strącać kask przeciwnika – cuda na kiju!), po których
gracze najczęściej lądują na ławce kar (o ile nie zostaną
„poproszeni” przez sędziego o opuszczenie lodowiska).
Ponadto podczas intensywnej akcji trudno jest niekiedy dojrzeć
dokładnie każde zagranie. Dopiero na powtórkach – w
zwolnionym tempie – widać, jak jeden drugiego zahaczył kijem
o łyżwę (co zakończyło się efektowną wywrotką).
Całości smaczku dodają też dźwięki z
trybun. Wykrzykiwanie piosenek mających zagrzewać do boju to
już standard, lecz niesamowite wrażenie robi sytuacja, gdy
podczas wznowienia jakiś kibic zacznie nagle wystukiwać o
metalową poręcz jakiś „sportowy” rytm. Ponadto buczenie
lub klaskanie widowni towarzyszy każdej strzelonej bramce. Czuć
w tym wszystkim ten klimat, który towarzyszy rozgrywkom NHL.
Brutalność, widowiskowość i niesamowite emocje.
Łatwiej, łatwo, trudno, trudniej
Pamiętasz z pewnością te wyniki rzędu 8:1
czy 7:0. EA Sports wie, jak przyciągnąć gracza. Takie
monstrualne liczby wciąż da się radę wykręcić, gdy gra się
na najniższym poziomie trudności. Gdy natomiast poprzeczkę
ustawimy najwyżej NHL 06 nabiera zupełnie innych kolorów.
Dopiero wtedy można grę nazwać prawdziwym hokejem dla weteranów.
Żeby można było jeszcze efektowniej przegrywać/wygrywać,
w nowej odsłonie NHL mamy różne triki. Chcesz obrócić
się wokół własnej osi, omijając tym samym obrońców, i
strzelić prosto do bramki? Albo obrócić się tyłem do
bramkarza i oddać strzał pomiędzy swymi nogami – mając
nadzieję, że ta zmyłka poskutkuje? Nic prostszego –
wystarczy dokupić/dorobić sobie trzecią rękę i jazda –
wszelkie kombinacje stoją przed nami otworem. Że jak? Nie
wiesz jak to zrobić? Cóż, w takim razie pozostaje kupno
zwyczajnego pada. Ponieważ nie wyobrażam sobie by przy tych
emocjach, jakie towarzyszą grze, trzymać dwóch przycisków na
klawiaturze, w odpowiednim momencie nacisnąć kolejny i raz
potem jeszcze następny, którym w końcu byśmy oddali strzał
na bramkę (do tego wciąż jedną ręką obsługując kursory).
Na klawiaturze można jedynie pograć dla przyjemności, lecz by
wycisnąć wszystko z NHL 06, trzeba zaopatrzyć się w
pada.
|
Są też takie dodatki jak współczynnik
morale, który ujemnie bądź dodatnio wpływa na jakość gry
naszych zawodników (zależy on od typu treningu drużyny,
ostatnich wyników itd.). Również słowo o grafice – jest
fenomenalna, jak zwykle. Każda kolejna potyczka wygląda jak
relacja telewizyjna z prawdziwego meczu, czyli istna rewelacja.
Rysy na lodowisku
Grając w najnowsze dzieło EA Sports wspominałem
dawne lata. Odświeżałem w myślach te edycje, które – według
mnie – były najlepsze, czyli 2000 i 2002. Co w
nich było dobrego, a nie ma tego w NHL 06? Na pewno
przejrzystość i funkcjonalność menu. Trudno jest się
niekiedy połapać, co jest gdzie i jak do danej funkcji dojść.
Drugą sprawą jest muzyka. W tym roku znowu słyszymy przyjemny
rock, jednak brak jakichkolwiek perełek, które podnosiły
adrenalinę we tamtych latach. Ponadto trafiają się omyłki w
składach (ot, np. widzimy tu Czerkawskiego w N.Y. Islanders,
chociaż w tym sezonie będzie grał w Toronto Maple Leafs).
Drugim poważnym minusem, zaraz po nieaktualnych składach,
jest... wtórność. Tu nie ma po prostu nic rewolucyjnego. Na
szczęście nie jest to krok wstecz.
Odgrzewany kotlet najlepiej smakuje na zimno
NHL 2006 ma swoje zalety jak i wady. Znowu
jednak gra się po prostu wyśmienicie. Jest to postęp w
stosunku do poprzedniej wersji i zarazem kolejna odsłona
hokeja, która przykuwa do monitora. A ponieważ nie ma
kompletnie żadnej alternatywy – pozostaje znakomity NHL 06.
Gdyby tak jeszcze do pudełka dołączali pada... No co, za taką
cenę?
PLUSY:
- świetny hokej na lodzie, emocje, widowiskowość;
- zachowanie graczy na lodowisku;
- poprawki w stosunku do wersji 2005.
MINUSY:
- żadnych rewolucji;
- nieaktualne składy.
|
OCENA PSYCHOLOGICZNA
Przemoc, brutalność, nieodpowiednie treści
Gra o mniej niż średnim nasyceniu przemocą. Przemoc
w grze jest na poziomie który zdarza się dziecku spotkać w
rzeczywistości, np. w szkole. Nie ma realizmu łączącego występującą
przemoc z prawdziwym życiem. Ten produkt nawet ludzie wrażliwi mogą
raczej spokojnie wziąć do ręki. Rodzice raczej nie powinni niepokoić
się o swoje dzieci, gdy bawią się tą grą.
Kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe
Gra w pewnym stopniu ma wpływ na rozwój 'kreatywności'.
Rozwija wyobraźnię i stymuluje u grającego takie elementy jak:
• poszukiwanie nowych rozwiązań - w istotnym stopniu.
• relacje społeczne, wrażliwość estetyczna, umiejętność
elastycznego dostosowania się do czynników zewnętrznych,
kombinatoryka, kombinatoryka wieloelementowa, nawiązywanie
rzeczywistych kontaktów społecznych poprzez Internet - w pewnym
stopniu.
Produkt w pewnym stopniu rozwija myślenie logiczne i
pobudza funkcje odpowiadające za proste myślenie
przyczynowo-skutkowe. Umożliwia rozwinięcie umiejętności wyciągania
prostych wniosków z ogółów lub składania ogólnych wniosków z
pojedynczych zdarzeń. Ma też wpływ na umiejętność planowania
prostych działań. Gra wpływa na: myślenie logiczne, proste myślenie
przyczynowo-skutkowe; umiejętność planowania działań. Dla ludzi,
którzy oprócz zabawy lubią lekko pogimnastykować umysł.
Spostrzegawczość i wyobraźnia przestrzenna
Gra ma pewien wpływ na spostrzegawczość w zakresie
rozwijania umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się
warunki i sytuacje a także niewielki wpływ na rozwój umiejętności
zwracania uwagi na szczegóły oraz wyodrębnianie elementów z tła.
Rozwija: ogólną spostrzegawczość, umiejętność wyróżniania
szczegółu z ogółu. Rozwija umiejętność szybkiego dostrzegania
nowych elementów i natychmiastowej reakcji na nie. Granie w ten
produkt wpływa na: rozwój zręczności, koordynację oko-ręka,
refleks. Tytuł zalecany dla osób mających trudności z koordynacją
oko-ręka lub mających potrzebę rozwijania ogólnej zręczności a
także dla osób z trudnościami w koncentracji.
Gra w dużym stopniu rozwija wyobraźnię przestrzenną,
pomaga wyrobić sobie umiejętność planowania w przestrzeni. Produkt
mocno stymulujący funkcje odpowiedzialne za koordynację
wzrokowo-ruchową, w szczególności koordynację kierunku z szybkością
poruszania. Gra ma wpływ na: rozwój wyobraźni przestrzennej,
planowanie w przestrzeni, ocenę odległości, koordynację kierunku z
szybkością poruszania. Gra dla osób chcących rozwinąć umiejętność
planowania w przestrzeni 2D i 3D oraz koordynację.
NHL 2007
NHL 07 to symulator rozgrywek hokejowych,
traktujący o najbardziej profesjonalnej i najlepszej lidze hokeja na
świecie – północnoamerykańskiej NHL. Wszystkie kolejne części
serii co roku przechodziły mniej lub bardziej poważną renowację,
oferując szereg nowych możliwości oraz zaktualizowaną bazę danych
zespołów i zawodników. Nie inaczej jest i tym razem.
Kolejna odsłona hokeja ze stajni EA Sports przynosi
wiele nowości w najważniejszych, zręcznościowych aspektach
programu. Seria niemal od zawsze charakteryzowała się dużą dozą
realizmu, oferując maniakom hokeja na lodzie prawdziwą ucztę wrażeń.
Odsłona oznaczona numerkiem 07 jest pod tym względem szczególnie
godna uwagi, gdyż oferuje zupełnie nowy poziom sprawowania kontroli
nad zawodnikiem. Górnymi i dolnymi kończynami zawodnika sterujemy
bowiem w sposób niezależny, osobne przyciski odpowiadają za ruchy i
uderzenia kijem, inne zaś wpływają na ruch i ustawienia łyżew (w
przypadku skorzystania z joypada z gałkami analogowymi, jedna gałka
odpowiada za ręce, druga za nogi). Oczywiście, program zapewnia
odmienną paletę zagrań, w zależności od tego, czy aktualnie jesteśmy
przy krążku i atakujemy, czy też gdy staramy się go wyłuskać,
broniąc się przed ofensywą rywala. Umiejętne zastawianie się i
wykorzystywanie walorów fizycznych poszczególnych hokeistów często
jest kluczem do zwycięstwa. Ze szczególną pieczołowitością
pracowano także nad sposobem wykonywania rzutów karnych –
pojedynki jeden-na-jeden z bramkarzami zostały znacząco poprawione.
Cała zreformowana mechanika rozgrywki, chociaż może wydawać się
nieco kłopotliwa, ma za zadanie uczynić rozgrywkę jeszcze bardziej
techniczną i realistyczną, co z pewnością powinno zadowolić fanów
tego niezwykle kontaktowego sportu.
Jeśli zmęczymy się bojami na lodzie, możemy nieco
wypocząć i złapać oddech na ławce, i to nie tylko kar, ale i
trenerskiej – w specjalnym trybie Dynasty Mode wcielamy się bowiem
w głównego menadżera jednej z dostępnych w grze drużyn. Wiąże
się to oczywiście z koniecznością podejmowania kluczowych dla
zespołu decyzji, zarówno personalnych (kadra zawodnicza), jak i
sportowych (skład, formacja) czy finansowych (wynagrodzenia). Wyważenie
wszystkich tych kwestii szybko okazuje się problematyczne, zważywszy
na ograniczenia natury monetarnej – dlatego też złożenie drużyny
marzeń wymaga sporego nakładu pracy. Każdy mecz na żywo
komentowany jest przez doświadczonych, profesjonalnych sprawozdawców
telewizyjnych – Gary'ego Thorne'a oraz Billa Clementa. Fachowe
komentarze, okołomeczowe ciekawostki oraz żywiołowa reakcja na
kluczowe momenty rozgrywki (ważne bramki, ciężkie kontuzje, starcia
między zawodnikami) powodują, iż mamy wrażenie oglądania
prawdziwego spotkania hokejowego.
OCENA PSYCHOLOGICZNA
Przemoc, brutalność, nieodpowiednie treści
Gra w istotnym stopniu nasycona brutalnością, dla
ludzi już dojrzałych, którzy nie posiadają dużej wrażliwości na
sceny przemocy. Dla osób potrafiących odróżnić świat gry od świata
realnego, którym na co dzień brakuje adrenaliny i mocnych wrażeń.
Przeznaczona dla ludzi poszukujących w świecie gry 'męskiej akcji'.
Przemoc w dużym stopniu stanowi o sensie gry. Nie występuje widok
krwi. Agresja odnosi się w szczególności wprost do dokładnie
odwzorowanych postaci ludzkich. Gra nie zalecana dla dzieci i ludzi którzy
'źle' reagują na sceny przemocy i krwi.
Kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe
Gra w pewnym stopniu ma wpływ na rozwój 'kreatywności'.
Rozwija wyobraźnię i stymuluje u grającego takie elementy jak:
• relacje społeczne, poszukiwanie nowych rozwiązań, wrażliwość
estetyczna, umiejętność elastycznego dostosowania się do czynników
zewnętrznych, kombinatoryka, niekonwencjonalne rozwiązania, nawiązywanie
rzeczywistych kontaktów społecznych poprzez Internet - w pewnym
stopniu.
Gra w niewielkim stopniu pobudza funkcje odpowiadające
za proste myślenie przyczynowo-skutkowe. Ma też pewien wpływ na
umiejętność planowania prostych działań. Produkt typowo
rozrywkowy, choć może w pewnym stopniu pomóc odbiorcy rozwijać myślenie
logiczne.
Spostrzegawczość i wyobraźnia przestrzenna
Gra ma pewien wpływ na spostrzegawczość w zakresie
rozwijania umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się
warunki i sytuacje a także niewielki wpływ na rozwój umiejętności
zwracania uwagi na szczegóły oraz wyodrębnianie elementów z tła.
Rozwija: ogólną spostrzegawczość, umiejętność wyróżniania
szczegółu z ogółu. Rozwija umiejętność szybkiego dostrzegania
nowych elementów i natychmiastowej reakcji na nie. Granie w ten
produkt wpływa na: rozwój zręczności, koordynację oko-ręka,
refleks. Tytuł zalecany dla osób mających trudności z koordynacją
oko-ręka lub mających potrzebę rozwijania ogólnej zręczności a
także dla osób z trudnościami w koncentracji.
Gra ma wpływ na umiejętność planowania w
przestrzeni i wyobraźnię przestrzenną, zwłaszcza w przestrzeni 2D,
ocenę odległości, koordynację wzrokowo-ruchową, koordynację współdziałania
obu rąk. Polecana dla osób chcących rozwinąć umiejętność
planowania w przestrzeni 2D oraz koordynację.
|