NHL 99

 

 

NHL Live 99 to kontynuacja sportowej serii Electronic Arts o najlepszej hokejowej lidze na świecie. Gra posiada lepszą niż poprzedniczki oprawę graficzną, ładniejsze animacje, sugestywniejsze odgłosy i muzykę oraz przede wszystkim niespotykanie realistycznie oddaje atmosferę i rozgrywki hokejowe, co już od lat plasuje tę sportową serię na szczycie list popularności.

W grze znajdziemy komplet 27 drużyn NHL oraz kilkanaście ważniejszych ekip międzynarodowych. Nie pominięto również żadnego z hokeistów grających w lidze od roku 1998, których teraz można wystawiać na listy transferowe. Przed każdym spotkaniem możemy ustalić strategię gry każdego zawodnika, a w czasie meczu kontrolować każdego z nich.

 

NHL 2000

 

 

Jest to kolejna doskonalsza, uaktualniona do roku 2000 wersja, flagowej gry sportowej traktującej o amerykańskiej lidze hokejowej NHL, promowana przez firmę EA Sports. Daje nam ona unikalną możliwość ścierania się na zimnej tafli z tabunami byczych facetów ubranych w swoistą zbroję z ochraniaczy. Oczywiście nie jest to pospolite ruszenie lecz zorganizowana gra zespołowa, której celem jest jak najczęstsze umieszczenie krążka w bramce przeciwnika. Tak więc obejmij piecze nad jedną z prawdziwych drużyn i zdobądź mistrzostwo ligi.

 

OCENA PSYCHOLOGICZNA

 

Przemoc, brutalność, nieodpowiednie treści

Gra o mniej niż średnim nasyceniu przemocą. Przemoc w grze jest na poziomie który zdarza się dziecku spotkać w rzeczywistości, np. w szkole. Nie ma realizmu łączącego występującą przemoc z prawdziwym życiem. Ten produkt nawet ludzie wrażliwi mogą raczej spokojnie wziąć do ręki. Rodzice raczej nie powinni niepokoić się o swoje dzieci, gdy bawią się tą grą.


Kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe

Gra w niewielkim stopniu ma wpływ na rozwój 'kreatywności'. Stymuluje u grającego takie elementy jak:
• relacje społeczne, wrażliwość estetyczna, umiejętność elastycznego dostosowania się do czynników zewnętrznych, kombinatoryka, nawiązywanie rzeczywistych kontaktów społecznych poprzez Internet - w pewnym stopniu.

Gra w niewielkim stopniu pobudza funkcje odpowiadające za proste myślenie przyczynowo-skutkowe. Ma też pewien wpływ na umiejętność planowania prostych działań. Produkt typowo rozrywkowy, choć może w pewnym stopniu pomóc odbiorcy rozwijać myślenie logiczne.


Spostrzegawczość i wyobraźnia przestrzenna

Gra ma duży wpływ na spostrzegawczość w zakresie rozwijania umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się warunki i sytuacje. Rozwija umiejętność szybkiego dostrzegania nowych elementów i natychmiastowej reakcji na nie. Wyrabia refleks i zręczność. Granie w ten produkt wpływa na: rozwój zręczności, koordynację oko-ręka, refleks. Tytuł zdecydowanie zalecany dla osób, które mają trudności z koordynacją oko-ręka lub chcących rozwinąć refleks oraz ogólną zręczność.

Gra w dużym stopniu rozwija wyobraźnię przestrzenną, pomaga wyrobić sobie umiejętność planowania w przestrzeni. Produkt mocno stymulujący funkcje odpowiedzialne za koordynację wzrokowo-ruchową, w szczególności koordynację kierunku z szybkością poruszania. Gra ma wpływ na: rozwój wyobraźni przestrzennej, planowanie w przestrzeni, ocenę odległości, koordynację kierunku z szybkością poruszania, koordynację współdziałania obu rąk. Gra dla osób chcących rozwinąć umiejętność planowania w przestrzeni 2D i 3D oraz koordynację.


NHL 2001

 

 

Recenzje do Gry
NHL 2001

22 12 2000 | autor: Radosław "DeXtEr [)(] DoLbY" Kondeja

Parę ładnych dni temu zauważyłem, jak czas wokół mnie szybko mija i cały świat wraz z moim młodym bytem pędzi na złamanie karku. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że jestem niewolnikiem czasu.

Po chwili przypomniało mi się piękne, ciepłe, słoneczne lato i spojrzałem przez okno a tam zobaczyłem spadające z drzew różnokolorowe liście tańczące w rytm wiejącego mroźnego już wiatru.

Widok ten wzbudził we mnie nostalgię. Po chwili zadumania i przemyśleń przypomniałem sobie, że przecież jest taka rzecz, na którą czekam co roku i czas, który płynie tak szybko tylko mnie do niej przybliża. Wystarczy wyciągnąć rękę i już człowiekowi zrobi się weselej i raźniej.

Sięgnąłem więc po kompakt z grą "NHL 2001" i natychmiast przystąpiłem do grania, a sporą dawkę wrażeń, których doznałem pragnę Wam teraz przekazać.

Zawsze się niecierpliwię, oczekując na premierę NHL'a dlatego, że bardzo kocham hokej na lodzie, a więc i gry z hokejem w roli głównej (jeżeli tak można powiedzieć). A tak przy okazji zacząłem się także zastanawiać, co jest takiego w tej grze, że pochłania bez reszty. Wywnioskowałem, ze hokej to taka sobie gra zespołowa, rozgrywana na boisku pokrytym lodem o wymiarach 56X26 m i polegająca na strzelaniu goli kauczukowym krążkiem do bramki mającej wymiary 183X122 cm oraz niedopuszczanie do tracenia bramek, ale możecie mi wierzyć, że w tej grze jest o wiele więcej i oczywiście wszystko to zostało perfekcyjnie przedstawione w komputerowej wersji. Przede wszystkim jest to najszybsza gra na świecie (jako długi i szeroki). Jakby tego było jeszcze mało mogę dodać, że jest to najbardziej kontaktowa i najbardziej brutalna ze znanych gier. Nic dziwnego, że hokej wzbudza tak wielkie emocje i opętał już wielu ludzi (również mnie). Wiele osób kupuje serię NHL tradycyjnie i z zaufaniem, nawet bez wcześniejszego zapoznawania się z treściami zapowiedzi. Dzieje się tak dlatego, ponieważ każdy, kto raz zobaczył tę grę wie, że jest to najlepsza symulacja hokeja na rynku. Na pewno i tym razem wszyscy fani hokej nie będą zawiedzeni.

A dlaczego ? na to pytanie postaram się odpowiedzieć w dalszej części tego tekstu.

Zacznę od tego, że nowy NHL 2001 został poprzedzony seriami screen'ów oraz tradycyjnie wersją demo, które można było z łatwością odszukać w Internecie. Na pewno to w jakimś stopniu przygotowało niektórych na to, czego mogą się spodziewać. Ja osobiście spodziewałem się jak zwykle brać udział w pięknych meczach, przeprowadzać szybkie akcje, wykonywać zręczne zwody oraz zdobywać bramki marzeń.

Gdy tylko piękny filmowy wstęp dobiegł do końca szybciutko ustawiłem konfigurację klawiszy, stopień trudności All-stars (a co tam :), opcje grafiki oraz dźwięku i skupiłem swą uwagę na wybraniu zespołu, którym mam zamiar grać.

Przyszedł czas na rozpoczęcie pierwszej rozgrywki.

Ekran przez chwilę był zupełnie ciemny (wręcz czarny), a potem... zaczęło się. Wprost nie mogłem uwierzyć, gdy zobaczyłem cudownie realistyczne postacie hokeistów wychodzących na lód. Okrzyki publiczności nadawały całości jeszcze więcej realizmu. Od lodu odbijały się dziesiątki świateł jupiterów, a przedstawiany właśnie bramkarz prowadził małą rozgrzewkę przed pokazującą go kamerą. Po raz pierwszy w grze o hokeju zobaczyłem tak pięknie wykonaną strukturę lodu i wspaniałe rozwiązania graficzne, mające na celu pokazanie wszelkich zarysowań powstałych w wyniku jazdy po nim.

Po tych wszystkich wstępnych przeżyciach przyszedł wreszcie czas na właściwą rozgrywkę. Nie wiedziałem jeszcze co mnie czeka, ale cały czas towarzyszyła mi jedna myśl : "czego nowego mogę się spodziewać ?"

Po kilku już chwilach gry wszystko wydawało się zarazem nowe, a jednocześnie dobrze już znane takiemu "wyjadaczowi" gier sportowych za jakiego się uważam :) Pierwsze chwile meczu przebiegały sprawnie, ciekawie i wciągająco. Szybko zacząłem sprawdzać jak się steruje zawodnikami i jak się strzela te wyżej wspomniane bramki marzeń. Zacząłem więc nie tyle grać na serio, co testować i eksperymentować. Po paru chwilach dostrzegłem troszkę zalet i troszkę wad, a jakie one są postaram się Wam wszystko ładnie i klarownie opisać.

Pierwszy dający się zauważyć element może nie powinien znajdować się pośród pozytywów, ale postanowiłem go w wymienić w tym miejscu, ponieważ uważam ogólnie pomysł za dość udany.

Zauważyłem, że twórcy gry postanowili nam troszkę utrudnić zdobywanie bramek i ulepszyli funkcjonowanie obrony u komputerowego przeciwnika. Całość miała polegać na przeszkadzaniu graczowi w przeprowadzanych akcjach (jak to tylko możliwe) i uniemożliwianiu oddawania strzałów z dogodnej dla niego pozycji. Jednak system, który miał być tak rewolucyjny szybko zawiódł, ponieważ okazało się, że zdobycie dziesięciu goli w meczu (grając cały czas na tym samym poziomie trudności) z wyrównanym przeciwnikiem nie stanowi problemu. A przecież (powtarzam raz jeszcze) intencją autorów tej innowacji miało być wzmocnienie obrony odpowiednio do sytuacji z jaką spotyka się nasz przeciwnik, czyli w konsekwencji każda następna bramka miała być trudniejsza do zdobycia. Oczywiście zdarzają się mecze z przeciwnikiem, z którym bardzo trudno jest wygrywać. Tym razem jednak należy się ewidentnie plus za wprowadzony system, który zaraz opiszę dokładniej.

Jeżeli podczas grania trafimy na mecz z zespołem mocnym i ogólnie dobrze zgranym, możemy liczyć się z porażką, a to za sprawą pewnego rozwiązania, którego zadaniem jest natarczywa i wręcz wyniszczająca ludzkiego gracza rozgrywka. Jeżeli komputer "widzi", że nie radzimy sobie z prowadzonym przez niego zespołem, wtedy kumuluje przeciwko nam prawie wszystkich zawodników (poza bramkarzem :) i nie przestaje atakować dopóki nie zdobędzie gola. Gra wtedy jak nawiedzony, trudno jest znaleźć jakieś skuteczne lekarstwo na polepszenie swojej sytuacji. Trafiło mi się w karierze "gracza na cyberboisku" kilka meczy, których nie mogłem w żaden sposób wygrać właśnie przez to rozwiązanie.

Kolejnym trafnym rozwiązaniem okazało się ulepszenie funkcjonowania bramkarza. Pamiętam dobrze, że w poprzedniej części NHL'a zdarzało się przepuszczenie przez niego między nogami krążka, który ślizgał się po lodzie w żółwim tempie. W tej wersji jest to praktycznie niemożliwe. Na pochwałę zasługuje również bardzo realistyczne zachowanie się bramkarza. Przykładem może być sytuacja, w której po obronie strzału z prędkością 115-117 mil\h bramkarz się przewraca. Podkreśla to niesamowity impet z jakim oddawane są strzały. Ogólnie bramkarze robią pozytywne wrażenie. Reagują błyskawicznie, potrafią przewidywać zdarzenia, które mają nastąpić i przygotowywać się do obrony bramki.

Kolejna rzecz, która zasługuje na duży plusik to rzeczywisty brak kwadratowych zawodników w powtórkach akcji. Strasznie mnie ta kwadratowość denerwowała w poprzedniej części gry. Jest to taki szczegół, który może się wydawać mało istotny, ale replay z zawodnikiem, który wygląda jak kartonowe pudełko na pewno nie wygląda estetycznie. Koniecznie muszę wspomnieć, że powtórki niekiedy mało czytelnie przedstawiają zaistniałą na boisku sytuację a przecież miały być intuicyjne i doskonale oddawać przeprowadzane akcje. Jest za to jeden rodzaj filmu powtórkowego, który bardzo przypadł mi do gustu. Pokazuje on na początku akcję w normalnym tempie, a następnie w prawie całkowicie zwolnionym. Potem zaistniała na boisku sytuacja zostaje wręcz prześledzona krok po kroku. Trochę przypomina mi to motywy filmu "The Matrix" :)

Następną bardzo ważną cechą gry NHL 2001 zasługującą na pozytywną ocenę jest dynamika i realizm podczas gry. Wszyscy fani hokeja wiedzą, że zachowanie dynamiki, odpowiedniej szybkości gry, oraz uwidocznienie impetu strzałów odbierane jest entuzjastycznie i podnosi poziom adrenaliny. Moim zdaniem bardzo realistycznie została również przedstawiona cała animacja ruchów, wykonywanych przez zawodników strzałów i podań. Tradycyjnie do tego celu został wykorzystany system "Motion capture".

Nie musze chyba zbyt wiele pisać na temat odwzorowania twarzy hokeistów, bo każdy, kto choć raz je zobaczył wie, że są wykonane perfekcyjne. Po twarzy zawodnika możemy z łatwością odczytać w jakim jest nastroju i co sobie myśli. Ale co tam same twarze, teraz cali zawodnicy wyglądają jak prawdziwi. Wprowadzono nowy element oddychania, dzięki czemu wszystko jest jeszcze bardziej realistyczne. Bardzo ładnie wyglądają również stroje zawodników, są pomarszczone i miejscami zagięte. Widać, jak koszulka wybrzusza się, gdy hokeista oddycha, niestety nazwiska i numery na niej napisane troszeczkę odstają, ale myślę, że nie psuje to jednak ogólnego efektu. Firma EA SPORTS co roku zaskakuje nowymi rozwiązaniami w grze NHL (i nie tylko), także i tym razem czuję się mile zaskoczony.

Ogromny plus należy się twórcą za danie nam możliwości stworzenia własnego zespołu. Wszyscy zapewne dobrze pamiętamy opcję "Face in the game", która pozwalała importować własną twarz do gry. Używając tej opcji można bylo zbudować hokeistę z własną buzią. Niektórym jednak to nie wystarczało. No i proszę, teraz możemy sobie zeskanować twarzyczki naszych kolegów, dodać do tego wybrane stroje, własne logo i już mamy zespół, o którym marzyliśmy tyle nocy.

Przedostatni plusik trzeba postawić za włączenie do gry (jak zwykle) wszystkich zespołów. W tym sezonie 2000\2001 do wyboru są jeszcze dwie nowe drużyny: Columbus Bluejackets i Minnsota Wild. Poza tym teraz kariera zawodnika w sezonie może trwać nawet 10 lat.

Ostatni plusik, a zarazem nie lada atrakcję dla internautów postanowiłem zostawić sobie na koniec wydawania pozytywnych ocen o tej grze.

Widać, że EA SPORTS wsłuchuje się w głosy graczy, bo idealnie uzupełnia braki z poprzednich części.

Mowa tu o opcji ligi internetowej. Jeżeli już stworzyliśmy własny zespół (patrz wyżej), to może się nam teraz przydać. Jest to opcja, której brakowało w poprzednich częściach i która wychodzi naprzeciw znudzonym graczom. Teraz ci wszyscy, którzy mają dostęp do Internetu, będą mogli zmierzyć się z żywymi przeciwnikami po drugiej stronie.

Myślę, że wystarczy tych pochwał i czas zająć się mankamentami nowego NHL'a 2001.

Pierwszą, dość łatwą do zaobserwowania wadą, są niedociągnięcia w przedmiotach 3D. Osobiście zdarzyło mi się oglądać pewne sytuacje, w których kij komponował się z koszulką zawodnika, albo bidon wpadał na twarz. Myślę jednak, że są to dość drobne usterki i nie psują one radości z grania.

Drugą istotną i denerwującą wadą (szczególnie znawców przepisów) jest brak możliwości dostawania kary interference - przeszkadzanie. Kara ta powinna być momentalnie odgwizdywana przez sędziego, kiedy tylko zawodnik w jakiś sposób przeszkadza bramkarzowi i tym samym utrudnia mu bronienie. Mimo usilnych starań nie udało mi się otrzymać tej kary. Podobnie było w poprzedniej części NHL'a.

Trzeci minusik gra otrzymuje za niedopracowany system SI. Kilkakrotnie widziałem sytuację na boisku, gdzie bramkarz wyjechał za swoją bramkę po krążek i został tam, niczym "zamieniony w słup soli". Stał tak do czasu odgwizdania face off. Warto dodać, że w pobliżu bramkarza stali wtedy również inni zawodnicy, tak że mógł on swobodnie podać im krążek.

Czwarty minus stawiam za standartowo niedopracowaną publiczność. Ile to już razy naczytałem się, że publiczność w NHL 2001 ma być taka rewelacyjna i realistyczna. Poza tym miała interaktywnie reagować na to, co dzieje się na boisku, czyli np. mieliśmy oglądać meksykańską falę, owacje na stojąco, itp. Tymczasem widzimy siedzące pozlepiane ze sobą piksele klaszczące w dłonie w tym samym tempie i wstające jedynie wtedy, gdy jest odgrywany hymn państwowy, lub gdy pada gol.

- Szósty minusik stawiam grze za (niekiedy) całkowicie pozbawiony realizmu system transferów. Oczywiście poprę to przykładem. Po pewnym meczu w sezonie otrzymałem propozycje wymiany zawodnika. Nie byleby w tym nic dziwnego poza jednym faktem. Mój dotychczasowy zawodnik był oceniany w skali ogólnej na 70 punktów (był też mało znany), a komputer proponował mi za niego trzech zawodników, z których jeden miał 85, drugi 77, a trzeci 69 punktów ! Oczywiście bez większego namysłu zgodziłem się na przeprowadzenie transferu.

- Siódmy i ostatni "minus" musze postawić za "cenę sprzętową" jaką przyjdzie niektórym zapłacić za te wszystkie graficzne wspaniałości. Pamiętam dobrze, że w poprzedniej części nie miałem większego problemu z graniem z maksymalną rozdzielczością i z maksymalnymi ustawieniami detali, niestety w tym przypadku sprawy mają się troszeczkę gorzej. W rozdzielczości 1024X768 z detalami ustawionymi na największą możliwą wartość gra zachowuje płynność i dynamikę, ale czasami oglądam przeskoki. Niestety z moim Voodoo 3 3000 i 64 Mb ram'u powinienem zapomnieć o rozdzielczości 1280X1024. Cóż wszystko idzie do przodu...

Reasumując

NHL 2001 to produkt w pełni pokrywający się z datą sygnalizowaną w logo, to produkt niewątpliwie XXI-go wieku. Nawet taki w sumie mało istotny detal, jakim jest pudełko do gry został zaprojektowany nowocześnie i estetycznie (precz z kartonem ! :) Pomimo kilku wad mogę śmiało powiedzieć, że jest to godny następca poprzednich części i kontynuuje ich tradycje.

Za każdym razem gdy zaczynam w niego grać mam wrażenie, że oglądam w pełni realistyczny mecz, który różni się od prawdziwego jedynie moim udziałem.

 

OCENA PSYCHOLOGICZNA

Przemoc, brutalność, nieodpowiednie treści

Gra o mniej niż średnim nasyceniu przemocą. Przemoc w grze jest na poziomie który zdarza się dziecku spotkać w rzeczywistości, np. w szkole. Nie ma realizmu łączącego występującą przemoc z prawdziwym życiem. Ten produkt nawet ludzie wrażliwi mogą raczej spokojnie wziąć do ręki. Rodzice raczej nie powinni niepokoić się o swoje dzieci, gdy bawią się tą grą.


Kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe

Gra w niewielkim stopniu ma wpływ na rozwój 'kreatywności'. Stymuluje u grającego takie elementy jak:
• relacje społeczne, wrażliwość estetyczna, umiejętność elastycznego dostosowania się do czynników zewnętrznych, kombinatoryka, nawiązywanie rzeczywistych kontaktów społecznych poprzez Internet - w pewnym stopniu.

Gra w niewielkim stopniu pobudza funkcje odpowiadające za proste myślenie przyczynowo-skutkowe. Ma też pewien wpływ na umiejętność planowania prostych działań. Produkt typowo rozrywkowy, choć może w pewnym stopniu pomóc odbiorcy rozwijać myślenie logiczne.


Spostrzegawczość i wyobraźnia przestrzenna

Gra ma duży wpływ na spostrzegawczość w zakresie rozwijania umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się warunki i sytuacje. Rozwija umiejętność szybkiego dostrzegania nowych elementów i natychmiastowej reakcji na nie. Wyrabia refleks i zręczność. Granie w ten produkt wpływa na: rozwój zręczności, koordynację oko-ręka, refleks. Tytuł zdecydowanie zalecany dla osób, które mają trudności z koordynacją oko-ręka lub chcących rozwinąć refleks oraz ogólną zręczność.

Gra w dużym stopniu rozwija wyobraźnię przestrzenną, pomaga wyrobić sobie umiejętność planowania w przestrzeni. Produkt mocno stymulujący funkcje odpowiedzialne za koordynację wzrokowo-ruchową, w szczególności koordynację kierunku z szybkością poruszania. Gra ma wpływ na: rozwój wyobraźni przestrzennej, planowanie w przestrzeni, ocenę odległości, koordynację kierunku z szybkością poruszania, koordynację współdziałania obu rąk. Gra dla osób chcących rozwinąć umiejętność planowania w przestrzeni 2D i 3D oraz koordynację.


NHL 2002

 

 

 

 

Recenzje do Gry
NHL 2002

30 10 2001 | autor: Leszek "leo987" Baczyński

DZIEŃ PIERWSZY PISANIA RECENZJI

Nie wiem jak zacząć. Trudno.

Nie będzie kwiecistych opisów ani historycznych wspomnień. Nie będzie tekstów w stylu „hit, niesamowity, najlepszy” i innych podobnych określeń. Nic z tych rzeczy. Tylko kilka słów ostrych jak łyżwy i zimnych jak lodowa tafla. NHL 2002 to jeden z tysięcy tytułów jakie można znaleźć na sklepowych półkach. Spróbuję opisać Wam moje wrażenia z gry i odpowiedzieć na pytania: co nam oferuje, czym różni się od swych poprzedniczek i dlaczego warto ją mieć w swojej kolekcji. Zaczynamy.

W kolejce po bilet

NHL 2002, najnowsza odsłona hokeja na lodzie, gra wydana przez Electronic Arts i oddana w moje ręce przez IM Group. Otwieram pudełko, wkładam kompakt do czytnika, instaluję grę i „jazda”.

Prezentacja

Logo EA Sports, emblematy ligi NHL oraz NHLPA, Intro – bez żadnych zbędnych efektów oraz zapierających dech w piersiach filmów czy też animacji. Kilka chwil i skok do menu głównego gry. Mym oczom ukazuje się klasyczna, prosta i czytelna lista dostępnych opcji, a do uszu z 80-cio watowych kolumn zaczynają docierać pierwsze riffy gitary. Zero basów, zero bębnów - dwa proste „obejścia” i nagle:

BAM !!!BAM !!!

Wierzcie mi, po raz pierwszy w życiu wymiękłem przy menu wstępnym. Otwierający grę utwór „I hear You calling” kapeli Gob sprawił, że adrenalina spowodowała szybsze bicie serca, a we wspomnieniach wróciły chwile z punkowych koncertów. Poczułem się jakbym znalazł się w środku „pogo” albo „młyna” i...przecież to jest recenzja programu komputerowego, a nie relacja z koncertu. Miało być bez emocji. I będzie.

Tak czy inaczej, wychodziłem z gry i uruchamiałem ją jeszcze kilka razy puszczając sobie ten kawałek. W międzyczasie przeglądałem zawartość pudełka w poszukiwaniu płytki ze ścieżką dźwiękową. Nie ma – w takim razie kończę pisanie recenzji. Jedno wiem - kupię sobie płytę tego Gob’a. Na dzisiaj koniec.

DZIEŃ DRUGI PISANIA RECENZJI

Z szatni na lód

Tak, teraz dopiero naprawdę wiem, jak ważną rolę w grach pełni muzyka. Gdybym miał określić ją jednym słowem powiedziałbym: „DYNAMIKA”. Ktoś, kto wybierał kawałki do NHL 2002 miał krążek zamiast głowy. Jeżeli będziecie uruchamiać ją po raz pierwszy nie popełnijcie mego błędu i nie słuchajcie cicho. Wzmacniacze na „full” dla wzmocnienia efektu i „niech sąsiedzi walą do drzwi”.

A teraz wracam do tego co widać. Jak ja to wcześniej napisałem? Aha...

Mym oczom ukazuje się klasyczna, prosta i czytelna lista dostępnych opcji gry. Nie ma sensu ich wymieniać. Poczytajcie sobie instrukcję. Najważniejsze, że wygląda znajomo.

Starczy tego, pora udać się na lód. Wybieram więc „natychmiastową grę”. Kolejny ekran, gdzie dostępnych jest 30 drużyn ligi NHL, cztery drużyny na tzw. „mecz gwiazd” w podziale na przedstawicieli konferencji wschodniej i zachodniej oraz Świata i Ameryki Płn. Są także reprezentacje 20 krajów (w tym Polski).

Jeszcze tylko wybór i konfiguracja klawiszy kontrolera i idę dalej. Kolejne menu – prezentacja poszczególnych „piątek”, opcje ustawienia szybkości dla zawodników i bramkarzy, określenie „gospodarza” i „gościa” spotkania. Klik, klik, i dalej.

Pocztówka hali lodowej w której odbędzie się spotkanie, dotychczasowe osiągnięcia drużyny (ile meczów wygrała, zremisowała i przegrała), lista kluczowych zawodników („strzelec”, „młot” i dwie nowe - „snajper” oraz „bohater”), a także ich aktualnej formy (czy są „w transie” - „hot”, czy też „śpią i obijają się podczas gry” - „cold”). Nie znacie angielskiego? I co z tego! Jest tu także zestawienie graczy kontuzjowanych. Ekran ciemnieje i zaczyna się spotkanie...

Każdy, kto choć raz wybrał się na prawdziwy mecz hokejowy wie, co znaczą te słowa. Stoisz w kolejce i zastanawiasz się, dlaczego ona tak wolno się przesuwa i czy wystarczy biletów. Mijasz „bramkę”, kontrola, kierujesz się w stronę lodowej tafli. Do uszu docierają szemrania zgromadzonych tam już ludzi i śpiewy zagorzałych kibiców. Po paru chwilach stoisz w drzwiach hali i zaczynasz lustrować ją wzrokiem w poszukiwaniu najlepszego miejsca, z którego będziesz oglądał mecz. Jest. Siadasz na krzesełku – widok pierwsza klasa. Na zegarze upływające minuty pokazujące pozostały czas do rozpoczęcia meczu.

Pojawia się prezenter i czyta składy drużyn. Wrzawa narasta. Czasami słychać gwizdy pod adresem „gości”, ale kiedy na lód wyjeżdżają „gospodarze” aplauz osiąga apogeum. Prezenter wymienia numery i imiona graczy „miejscowych”, a cała hala odpowiada mu wykrzykując ile sił w płucach ich nazwiska.

Zawodnicy ustawieni w szereg pozdrawiają publiczność po czym zaczynają ostatnią rozgrzewkę. Jeżeli siedzisz blisko bandy czujesz ten zimny wiatr i pęd jaki powstaje kiedy okrążają bramkę, a do uszu Twych dochodzi zgrzyt łyżew tnących lód. Tego dźwięku nie zapomina się nigdy.

Następnie wszyscy gromadzą się wokół bramkarza. Ostatnie uderzenia kijów o parkany, nagolenniki, lekkie zderzenia kaskami. Trenerzy zajmują miejsca za plecami swych podopiecznych siedzących w boksach, a pierwsza piątka ustawia się na lodzie. Ostatecznie arbiter pokazuje na środek lodowiska, rzuca krążek między kije „centrów” i zaczyna się gra.

To rzeczywistość. A jak to wygląda w grze NHL 2002?

Prawie tak samo...Błysk rozświetlający ciemność, z której wyłania się twarz kapitana bądź bramkarza. Błysk. Zawodnicy sięgający w biegu po kije. Błysk. Rękawica uderza o rękawicę. Błysk. Wyjście z szatni na halę. Kamera na łyżwy. Ujęcie z pod dachu na całe lodowisko. Rozgrzewka. Kamera zza pleców goalkeepera, który przygotowuje sobie pole bramkowe. Wymiana „uprzejmości” i ostrych spojrzeń. Napastnik jadący szybko wzdłuż bandy. Rozgrzewka bramkarza - zawodnicy strzelają krążkami w kierunku bramki, które ten odbija z dziecinną łatwością. Kamera na publiczność. Fani wstają z miejsc i tańczą, dopingują, pozdrawiają rodziny – tak, jakby byli w kamerze. Niektórzy jedzą prażoną kukurydzę lub inne świństwo, niektórzy siedzą w oczekiwaniu na początek gry. Kapitan podjeżdża do bramkarza, uderza łopatką w parkany, dotyka swym kaskiem jego maski i spogląda mu w oczy, jakby chciał powiedzieć „Oto jesteś - tu i teraz. Powodzenia”.

Tym wszystkim ujęciom kamer towarzyszy ostra gitarowa muzyka. To nie jest tani chwyt reklamowy. Po raz pierwszy w grze komputerowej udało się oddać to, co w hokeju na lodzie odgrywa pierwszoplanową rolę. Dynamikę i szybkość jakie cechują ten sport. Przejścia pomiędzy grą właściwą (kiedy sterujemy zawodnikami), a filmami uzupełniającymi i wzbogacającymi mecz są tak płynne, że prawie niedostrzegalne. By spotęgować efekt, użyto efektu „panoramicznego” otrzymując wrażenie formatu 16:9.

Jak to wygląda w praniu? Grafika w NHL 2002 jest taka jak widać to na screenach w galerii. I nie ma co tu dużo pisać o tym. Ci z wyobraźnią zobaczą to w ruchu, Ci bez wyobraźni – nie. Trudno.

Pora napomknąć coś o grze, jak się to rusza i takie tam duperelki...Ale mam dziś dość. Koniec tej pisaniny - lepiej sobie zagram.

DZIEŃ TRZECI PISANIA RECENZJI.

Dzisiaj miałem pisać, ale nici z tego. Idę na mecz. Dawno nie byłem. Oglądnę sobie, może coś wymyślę. A jak nie - to trudno. Przynajmniej ruszę tyłek z domu.

DZIEŃ CZWARTY PISANIA RECENZJI.

Pierwsza tercja - Karty zawodników

Wybrałem „Klonowe Liście” z Toronto. Dlaczego? Bo gra tam Mogilnyj. No i co? No i nic. Mój przeciwnik to „Devils” z New Jersey. Dlaczego właśnie oni? Nie wiem. Nieważne.

Zawodnicy na lodzie gotowi, sekundy płyną, a sędzia nic – nie zaczyna gry, tylko coś tam jeszcze bredzi do środkowych. Przypomina mi się tekst z wczorajszego meczu. Arbiter odgwizduje karę, z trybun słychać donośny głos: „Sędzia! Ty ch...w paski!”. Słyszę jak podjeżdża do bandy i odkrzykuje: „Tylko nie płaski, tylko nie płaski!”. Niezła zabawa. Płaczę do łez. Folklor – a jednak kocham te klimaty.

Dobra. Komputerowy arbiter rzuca krążek i zaczynamy. Wygrane wznowienie. Gdzieś w dole ekranu pojawia się okrągły znaczek wirujący jak moneta i słychać brzdęk. Napis „Wygrałeś pierwsze wznowienie”. Co to znaczy? Aha, to te punkty i nowe karty.

Gracz gromadzi punkty za wykonanie określonych zadań, takich jak np. zdobycie pierwszego gola, uzyskanie hat-tricku w meczu, bądź wygranie określonej ilości wznowień podczas tercji. Za punkty te może zakupić określoną ilość kart, które przydzielane są mu przez komputer losowo. Karty te umożliwiają graczowi przyznanie poszczególnym zawodnikom cech i właściwości specjalnych, które można wykorzystać podczas meczu. Są to przeważnie takie premie, jak np. uzyskanie przez danego zawodnika statusu „bohatera”. Ale są także inne: specjalne manifestowanie radości po zdobyciu bramki, superszybka jazda na łyżwach lub oddanie błyskawicznego strzału.

Co zrobić jednak w sytuacji kiedy karta dotyczy zawodnika, którego nie mam w drużynie (np. karta daje premię szybkiej jazdy na łyżwach przez okres jednej tercji Mariuszowi Czerkawskiemu z New York Islanders, a ja akurat gram zespołem Toronto)? Jeżeli gram sam mogę ją sprzedać i wróci ona do puli kart oferowanych mi przez komputer. Natomiast gdy gram w sieci z kolegami, mogę się wymienić z kimś, kto posiada kartę zawodnika który gra w mojej drużynie. Niezłe, prawda?

Karty występują w trzech odmianach: złote, srebrne i brązowe. Im lepsza karta, tym dłuższy czas działania efektu specjalnego. Autorzy gry udostępnili możliwość wyłączenia tej opcji z myślą o graczach konserwatywnych. Ci ostatni jednak, o ile grają sami, mogą pokusić się o skompletowanie wszystkich kart, choćby dla zobaczenia zdjęć prezentujących sylwetki gwiazd NHL.

Druga tercja - Animacje postaci i sztuczna inteligencja

Wracam do gry. Hokeiści zasuwają jak prawdziwi. Poprawiono animację ruchu, podań, strzałów i interwencji bramkarskich. Wygląda to nieźle i jakby więcej ciekawych i różnorodnych zachowań. Przechodzę do ataku. Podanie do skrzydłowego, strzał z klepy i ...gola nie ma. Ten w masce, co broni, to niezły numer. Będzie ciężko. Zwolnię trochę tempo i opiszę to jeszcze raz na spokojnie.

Podania są bardziej realne. Zawodnik otrzymujący podanie „za plecy” zmuszony jest się odwrócić, jeżeli chce je przejąć. Podobna sytuacja ma miejsce, kiedy skrzydłowy najeżdża na bramkę z prawej, po czym okrąża ją i stara się umieścić krążek w siatce z lewej strony. Zanim odda strzał także musi się odpowiednio ustawić. Koniec z uderzeniami krążka z „kąta zerowego”.

W grze występują różne rodzaje podań, w zależności od długości przytrzymania przycisku kontrolera. Ta sama sytuacja odnosi się do strzałów. Im dłużej trzymamy klawisz, tym jest on silniejszy i inny gatunkowo – płaski po lodzie lub unoszący krążek na wysokość barków zawodników. Jaki strzał oddamy obrazuje podzielony na trzy części „termometr” wyświetlany pod figurką hokeisty.

Jeżeli chodzi o sposób prowadzenia krążka zastosowano nowy efekt. Każdy zawodnik charakteryzowany jest między innymi przez taki parametr jak „control puck”, czyli zdolność kontrolowania posiadanej przez niego „czarnej, kauczukowej gumy”. Na ekranie widać to tak – im dłużej zawodnik znajduje się przy krążku, tym lepiej nad nim panuje i jego podstawka staje się ciemniejsza.

Bramkarze prowadzeni przez komputer także bronią pewniej. Uczą się Twych zagrań na „pamięć”. Zdobycie bramki w ten sam sposób w kolejnym meczu staje się więc trudniejsze i wymaga poszukiwania nowego rozwiązania. Choć nadal dominują bramki strzelane po tzw. „one-timer’ach” nie są one jednak już tak łatwe do wykonania.

Poprawiona sztuczna inteligencja obrońców dopełnia obrazu całości. A kiedy gra się nie klei zawsze można obudzić publiczność walkami na pięści, które również dostarczają emocji.

Trzecia tercja - Ujęcia kamer i przerywniki filmowe

Bramkarz „Devils” obronił mój strzał. Krążek powraca do gry. Rozgrywający obrońca New Jersey podaje do swego skrzydłowego, który zaczyna rajd przy bandzie. Przełączam kontrolę na swego potężnego obrońcę. Kawał chłopa. Od razu widać, że kiler. Rozpoczynam „polowanie na kości” – rozpędzam tę górę mięsa na „maksa” i trafiam kijem trzymanym oburącz prosto w kask tego leszcza przy bandzie. HUK!!! Słyszę jak mu coś chrupnęło albo pękło w karku. Pleksi mało się nie rozleciało, facet odpłynął gdzieś pod łyżwy, a w oczach mi czerwienieje. Czuję jakby czas stanął w miejscu. W zwolnionym tempie widzę mój cios z czterech kamer. Ja cię kręcę.

Sędzia nakłada karę na mojego siłacza. Ten wyraźnie się nie zgadza z jego decyzją. Niewinna i zdziwiona minka zdaje się mówić: „Ja? Na ławkę kar? Za co?”. Kręci z niedowierzaniem głową. Liniowy w tym samym czasie podjeżdża do tych zwłok pod bandą. Facet ledwo się podnosi. Publika skanduje „ Wstawaj, wstawaj leszczu nie udawaj”. No dobra – poniosło mnie. Drą się po angielsku.

Gramy dalej. Wygrywam wznowienie. Widzę wychodzącego na czystą pozycję „Mogilniaka”. Podanie na kij. Dostał idealnie. Ucieka obrońcy – szybki jest – i zostaje „sam na sam” z bramkarzem. Nagle następuje przełączenie kamery w ten nowy tryb. No i mam teraz widok z „BreakAway Camera”. W oczach robi mi się niebiesko. Teraz wiem co czuje zawodnik w takiej sytuacji. Doping publiczności zostaje gdzieś w tyle, a w uszach rozbrzmiewa odgłos walącego jak młot serca - bum,bum...bum,bum...Wszystko dzieje się tak szybko, że prawdziwe stają się słowa gwiazdy NHL, Siergieja Fjodorowa, który mówi: „ Moja gra polega na instynktownym przyjęciu krążka i oddaniu strzału na bramkę. Jeżeli będę myślał za dużo podczas meczu - nic z tego nie wyjdzie. Dopiero później, oglądając daną sytuację na taśmie wideo można analizować swoje zagrania i zastanawiać się, co można było zrobić lepiej. Na lodzie nie ma jednak na to czasu”.

Ma rację gościu. Tak mnie to zaskoczyło, że ładuję krążek nawet nie mierząc. I co? Znowu halucynacje? Bramkarz „Devils” łapie go w rękawicę! A w oczach mi zielenieje. I znowu kamery jak w „Matrixie”. Wszystko wolniutko, z różnych ujęć. Pędzący krążek prosto w „łapawicę”.

Zobaczę to jeszcze raz. Wchodzę w tryb powtórek. Sprawdzam, czy poprawiono błędy przy zwolnionym tempie. Zwalniam akcję Mogilnego do 5% upływu czasu rzeczywistego. Widzę jak wolniutko „płynie” na bramę, bierze zamach i klepka kija idealnie dotyka krążka. Poprawili. Nie ma już sytuacji, gdy na zwolnionej powtórce bramki zdobywa się kolanami, rękami lub półmetrowym polem magnetycznym zmieniającym lot krążka.

Gwizdek sędziego i będzie wznowienie w ich tercji obronnej. A to co znowu? Przerywnik filmowy. Tarcza z napisem „Game Story”. To nic innego, jak filmowe powtórki kluczowych fragmentów gry, takich jak zdobywanie bramek, efektowne obrony, mocne zagrania ciałem, czy też efekty kontuzji po ostrych wejściach obrońców. Oczywiście fragmenty te również można dowolnie wyłączyć, by przyspieszyć grę. Nie polecam jednak takiego rozwiązania, gdyż pozbawicie się w ten sposób efektu dramaturgii spotkania.

Znowu zamieszanie i przepychanki pod bramką przeciwnika. Kary lecą jak z rękawa. Dzieje się. W przerwie zmieniam taktykę trenerską (zagramy „diamencik” zamiast „pudełka”) i oglądam statystyki. Gra toczy się dalej, a kiedy trzecia tercja dobiega końca kolejna niespodzianka. Do wyboru dostaje „piątą kolumnę”, czyli dodatkową linię ataku, złożoną z samych „bohaterów” (hero line). Pozwoli mi ona przesądzić o wyniku spotkania, lub odwrócić niekorzystny dla mnie jego przebieg. W końcu to same gwiazdy – najlepsi z najlepszych w mej drużynie.

Syrena. To już koniec. Wyniku nie zdradzę. Prezentacja trzech gwiazd meczu i mogę opuszczać lodowisko. Starczy na dziś. Jutro napiszę zakończenie. A kiedy rankiem wstanę, podsumuję grę. Na zimno. Bez emocji.

Gaszę światło, kładę się, zamykam oczy. Gdzieś pod czaszką płyną słowa znajomej piosenki:

„Czy wygrywasz, czy nie,

zawsze ja kocham Cię.

W sercu mym NHL

i na dobre i na złe”.

...bez emocji...na zimno....zasypiam...

DZIEŃ PIĄTY (I OSTATNI) PISANIA RECENZJI

Koniec meczu i powrót do domu

Znowu nie wiem co napisać. Zawodowców poznaje się ponoć nie po tym jak zaczynają, tylko po tym jak kończą. W takim razie epilog.

Nie będzie kwiecistych podsumowań ani polecających zakup „głodnych” kawałków reklamowych. Nie będzie tekstów w stylu „pędem do sklepu, kupować w ciemno, najlepszy hokej” i innych podobnych określeń. Nic z tych rzeczy. Tylko kilka słów ostrych jak łyżwy i zimnych jak lodowa tafla. Odpowiedzcie sobie sami na pytania: co wam oferuje gra, czym różni się od swych poprzedniczek i dlaczego warto ją mieć w swojej kolekcji. Przecież NHL 2002 to jeden z tysięcy tytułów jakie można znaleźć na sklepowych półkach.

Leszek „leo987” Baczyński

OCENA PSYHOLOGICZNA

Przemoc, brutalność, nieodpowiednie treści

Gra o mniej niż średnim nasyceniu przemocą. Przemoc w grze jest na poziomie który zdarza się dziecku spotkać w rzeczywistości, np. w szkole. Nie ma realizmu łączącego występującą przemoc z prawdziwym życiem. Ten produkt nawet ludzie wrażliwi mogą raczej spokojnie wziąć do ręki. Rodzice raczej nie powinni niepokoić się o swoje dzieci, gdy bawią się tą grą.


Kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe

Gra w niewielkim stopniu ma wpływ na rozwój 'kreatywności'. Stymuluje u grającego takie elementy jak:
• relacje społeczne, wrażliwość estetyczna, umiejętność elastycznego dostosowania się do czynników zewnętrznych, kombinatoryka, nawiązywanie rzeczywistych kontaktów społecznych poprzez Internet - w pewnym stopniu.

Gra w niewielkim stopniu pobudza funkcje odpowiadające za proste myślenie przyczynowo-skutkowe. Ma też pewien wpływ na umiejętność planowania prostych działań. Produkt typowo rozrywkowy, choć może w pewnym stopniu pomóc odbiorcy rozwijać myślenie logiczne.


Spostrzegawczość i wyobraźnia przestrzenna

Gra ma duży wpływ na spostrzegawczość w zakresie rozwijania umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się warunki i sytuacje. Rozwija umiejętność szybkiego dostrzegania nowych elementów i natychmiastowej reakcji na nie. Wyrabia refleks i zręczność. Granie w ten produkt wpływa na: rozwój zręczności, koordynację oko-ręka, refleks. Tytuł zdecydowanie zalecany dla osób, które mają trudności z koordynacją oko-ręka lub chcących rozwinąć refleks oraz ogólną zręczność.

Gra w dużym stopniu rozwija wyobraźnię przestrzenną, pomaga wyrobić sobie umiejętność planowania w przestrzeni. Produkt mocno stymulujący funkcje odpowiedzialne za koordynację wzrokowo-ruchową, w szczególności koordynację kierunku z szybkością poruszania. Gra ma wpływ na: rozwój wyobraźni przestrzennej, planowanie w przestrzeni, ocenę odległości, koordynację kierunku z szybkością poruszania, koordynację współdziałania obu rąk. Gra dla osób chcących rozwinąć umiejętność planowania w przestrzeni 2D i 3D oraz koordynację.


NHL 2003

Recenzje do Gry
NHL 2003

08 01 2003 | autor: Wojciech "Zombie" Ząbek

Po ciepłym lecie nadeszły zimne dni i jeszcze chłodniejsze wieczory. Nastała era sportów zimowych, zaczynając od skoków, a kończąc na wszelkiej maści „slalomach” narciarskich. Są jednak fanatycy, którzy nie zważając na porę roku, poświęcają się nieustannej bieganiu a może raczej „ślizganiu” się po tafli lodu, za małym, czarnym przedmiotem, zwanym krążkiem. Z długim kijem w ręku i obowiązkowym kaskiem zmierzają do umieszczenia go w małej bramce. Taak, nadchodzi kolejne rokroczne wydanie NHL! Rozszaleli się... chłopcy.

Cała seria produktu EA Sports ma swoją ciekawą historię i dziś każdy gracz zna opowieść, jak z debiutanta na rynku, gra stała się wyznacznikiem jakości i niezachwianym potentatem symulacji hokeja na lodzie. Piękne strzały, bramkarskie parady czy mistrzowskie zwody. To i wiele więcej mieliśmy dotychczas. Jednak jak można było wywnioskować z zapowiedzi twórców – na długo przed ukazaniem się tytułu – prawdziwa rewolucja miała dopiero nadejść!

I zaczęło się! Pierwsze uruchomienie gry, wzrok ślepo utkwiony w monitor z nadzieją na zabójczo szybkie intro i krążki latające z prędkością większą od światła. Tymczasem pojawia się twarz, znajoma twarz zawodowego gracza. Miły uśmieszek, prezentacja szczęki gdzie niezwykle wyraźnie widać efekty twardej gry i te magiczne słowa: „EA Sports. It’s in the game!”. No tego się nie spodziewałem. Przyzwyczajony do faktu, że intro powinno powalać na kolana i zachęcić do natychmiastowego założenia łyżew i wyjścia na lodowisko, byłem niemalże zaskoczony. Zaskoczony jednakże po krótkim namyśle, w sensie „in plus”. Miłe wrażenie wywarte na życiowym ponuraku i największe gwiazdy NHL’a witające nas przy każdym uruchomieniu gry. Ciekawe rozwiązanie i sympatycznie było spojrzeć choćby w oczy Mario Lemieux’a.

Idąc dalej wypada wspomnieć o swoiście zrobionym menu głównym. Wzorowane jest ono na najzwyklejszej stronie internetowej. Chyba nikt nie będzie w to wątpił, jeśli przynajmniej raz się w nim zanurzy. Początkowo wszystko mile zaskakuje odbiorcę, jednak po dłuższym zapoznaniu muszę stwierdzić, iż jest niesamowicie niepraktyczne. Aby dotrzeć do szukanej opcji, możemy się naprawdę zagubić w tym wielkim chaosie. Niektóre opcje wynikają dopiero po wybraniu konkretnej rzeczy, więc nieraz sporym wyzwaniem jest dotarcie do ostatecznego celu poszukiwań. Poza tym jakoś dziwnie nieswojo poczułem się, gdy wyszło na jaw, że niemalże połowa opcji znajdujących się w menu związana jest z Internetem. Wszelkiego rodzaju loginy, konta dla użytkowników mające stworzyć zapewne wirtualny klub przyjaciół produktu. Jak na nasze krajowe warunki gra przez sieć niewielu osobom może przysporzyć radości i z pewnością nie możemy się nastawić na taki sam zapas wrażeń, jak nasi zachodni bracia. Jednak jak już mówiłem, wyeksponowano na wierzch za dużo śmieci, ukrywając wszelakie ważne opcje w głębokim sejfie, co znacząco utrudniło dotarcie do nich.

Przed samym rozpoczęciem boju na lodzie, mamy możliwość zapoznania się z muzyką i oceny czy została odpowiednio dobrana. Już po niespełna 10 minutach, byłem w stanie wypowiedzieć się na temat każdej piosenki przygrywającej nam podczas pobytu w menu i wybieraniu drużyny. Nie myślcie jednak, że biję swoiste rekordy pod względem szybkości słuchanej muzyki. Nawet nie muszę mieć takich specjalnych zdolności, gdyż po podanym czasie asortyment dostępnych utworów sam się wyczerpuje. Mamy ładne przygrywki ze strony Papa Roach, Jimmy Eat World i trzeciej, bliżej nieokreślonej kapeli. Osobiście ten rodzaj pogrywania i samych wykonawców bardzo cenię i słucham z przyjemnością.

Utwory są dobre i szeroko znane publiczności. Jednak tworzą zamknięty krąg i – w przeliczeniu – na godzinę szperania w opcjach słyszymy każdą z nich około 6 razy. Wywoływało to we mnie już powoli reakcję zwrotną i twórców uratował jedynie fakt, iż można zaaplikować sobie swoją własną muzykę z komputera (należy im się nagana, za zbyt „płytkie” potraktowanie sprawy i niemalże odpuszczenie sobie tego aspektu). Podczas gry na lodowisku, pojawia się jeszcze kilka innych [kilka!] aranżacji muzycznych o głośnych nazwach kapel (Queens of the Stone Age choćby), jednak przypomina to relację z jakiegoś koncertu. W ważniejszych momentach, gra się na chwilę zatrzymuje i na ekran wyskakuje napis z wykonawcą słyszanej piosenki i jej tytułem. Przepraszam ale czy my tu mamy grać jak mężczyźni w hokeja, czy wylansować kolejną gwiazdę mogącą konkurować z Britney Spears?! Nie wystarczy zatrudnić znanych muzyków, gdyż trzeba to umieć jeszcze wkomponować w grę, a tymczasem w NHL budzi to wręcz niechęć i nieodzowne jest zaaplikowanie własnej listy muzycznej.

I nareszcie wychodzimy na lodowisko, aby wypełnić przeznaczenie. Pierwsze spojrzenie na cały stadion: tłumy wiwatujących kibiców obżerających się pop-cornem, nerwy widoczne u współtowarzyszy i wrogość w oczach przeciwników. Po chwili na plan główny wysuwa się sędzia, który wjeżdża z uniesionymi rękoma w górze i daje znak, że za chwilę spotkanie się rozpocznie. Drużyny są rozstawione, dochodzi do pierwszych przepychanek i interwencji pana w czarno-białym żakiecie. Rzut krążka, gwizdek i huk uderzenia kijów o podłoże. Zaczęło się!

To co od raz rzuca się w o czy, to wskaźnik „game breaker” - nowość w grze i pierwsza oznaka uproszczenia symulacji i przesunięcia się w stronę zręcznościówki. Pasek ten wypełnia się zależnie od czasu, w którym to my dysponujemy krążkiem i zadziwiamy zagraniami oraz niebagatelną techniką. Po jego wypełnieniu możemy uświadczyć ciekawy efekt zwolnienia znany nam trochę z Max Payne’a (sławny Bullet Time). Co prawda mamy tu troszkę różnic, ale to chyba najlepsze wytłumaczenie czym owy „game breaker” jest. Daje nam szansę na strzelenie bramki, gdy wszystko toczy się w zwolnionym tempie, przeciwnicy wloką się niemiłosiernie, oddechy kibiców zamierają, a my stajemy się katem drużyny przeciwnej i przypuszczalnym bohaterem spotkania. Takich ciekawostek jest zresztą więcej, gdyż wszystkim zawodnikom przydzielono ikony informujące nas o ich słabych i mocnych stronach. Wiemy więc od razu, kto jest niesamowitym snajperem, który skory do bitki, a za kim wlecze się zła passa. To wszystko można wykorzystać oczywiście w trakcie samej rozgrywki, gdzie snajperzy doskonale pokazują nam, na czym polega ich siła. Wspaniałe zwody, mijanie naszych zawodników niczym drewnianych tyczek i strzały nie do obrony – te i inne elementy są możliwe do wykonania dla najlepszych i niemal nie do powstrzymania przez naszych. Jednak to wszystko jest tylko kolejnym zwrotem w stronę uatrakcyjnienia gry zręcznościowej. Gdzie podziały się czasy, że jak największe oddanie realiów było wyznacznikiem serii?

Teraz skoncentrowano wszystko na jak największej liczbie bramek padających w trakcie meczu i wyraźnie się to dostrzega, z wszelkimi zaletami i niestety wadami na czele. Po pierwsze gra obronna naszej ekipy, jak i przeciwników woła o pomstę do nieba i łatwo wpaść w stan depresji po chwili spędzonej na obserwacji zachowań oraz zagrywek graczy tej formacji. Brakuje wyraźnego zdecydowania w ich posunięciach, ostrej szarpaniny i przepychanek. Ma się wrażenie, że ich głównym celem jest stracenie dowolnej liczby bramek, jednak strzelenie przeciwnikowi o jedną więcej.

A bramek pada w wirtualnej potyczce multum. Fatalna gra w defensywie jest jednak również powielana w ataku. Gracze rywala nie mogą znaleźć wspólnej koncepcji na grę i zamiast grać zespołowo, dążą samotnie do zdobycia bramki nie zważając na hordy rywali i wszelkie przeszkody. Jeśli już zdecydują się nawet na podanie to czynią to w najmniej oczekiwanym momencie i ich partnerzy gubią się w tym całym zamieszaniu. Oddają strzały z niemal niewiarygodnych pozycji, jednak zapominają, że aby wygrać mecz trzeba te bramki zdobyć. Nie liczy się ilość oddanych strzałów, tylko to ile z tego wpadło do bramki drużyny przeciwnej.

Sytuacja na lodzie zależy też od poziomu trudności. Wybierając jeden z dwóch początkowych będziemy urządzali sobie z przeciwną drużyną miłe sparingi i pokażemy im, jak wiele im brakuje do profesjonalizmu. Szkoda, że w dwóch pozostałych trybach role się odwracają i naprawdę mocno trzeba się napocić, aby wyjść z potyczek obronną ręką. Źle zrównoważono przedział trudności i niestety wielu graczy może mieć problemy z dostosowaniem się do wymagań komputera. Trzeba więc ostro ćwiczyć na poziomie begginer i może po pewnym czasie będziemy nareszcie gotowi, aby stanąć twarzą w twarz z drużyną naprawdę silną.

Sama grafika jak zawsze prezentuje się dobrze i trudno mieć do niej jakiekolwiek zastrzeżenia. Nie ma jakiegoś przełomu w porównaniu do poprzedniej edycji, choć z drugiej strony już wtedy grafika była naprawdę znakomita. Pojawiło się co prawda trochę głosów – ze strony fanów – że twarze zawodników zostały nieco zniekształcone i trudno rozróżnić poszczególnych graczy, jednak osobiście nie mam do tego elementu większych zastrzeżeń. Dodano nawet „widok” na naszych kibiców, zaraz po tym jak padnie bramka strzelona przez nasz zespół. Ci mogą mianowicie cieszyć się i wiwatować po dobrej grze, lub wygwizdywać i rzucać przekleństwami po nieudanych zagraniach bądź porażce w fatalnym stylu.

Swoistą ciekawostką jest widok otoczenia i samo jego odbieranie. Twórcom udało się doskonale oddać atmosferę, jaka panuje podczas trwającego meczu hokejowego. W trakcie gry słyszymy lecący krążek i jego odgłos odbicia się o poprzeczkę bramki, krzyki ze strony kibiców mające nas dopingować, czy też nawoływania zawodników. Czujemy tą atmosferę hokejowego święta i możemy się nią doskonale „raczyć”. Tu się po prostu czuje, iż nie jest to zwykła bieganina za krążkiem, lecz ważne spotkanie i gra nie tylko dla nas, ale również dla klubu i wiernych kibiców.

Dobrze jak zawsze, spełniają swą rolę komentatorzy. Sprawozdanie meczu, ich żywiołowa relacja i liczne gagi znajdują w nas wiernego odbiorcę i z nieukrywanym żalem odchodzimy od nich, gdy wybija końcowa syrena. Panom przy mikrofonie nie można nic zarzucić, gdyż wciąż trzymają się na swoim wysokim poziomie i pokazują jak bardzo nadają się do tej profesji. Mecz hokejowy to ich życie i z wielkim przekonaniem, próbują również w nas wydobyć uczucia wielkiego zamiłowania do tej dyscypliny. I chyba im się to udaje.

Najnowszą odsłonę mogę polecić jedynie osobom, które dotychczas nie spotkały się z całą serią NHL. Na pewno się nie zrażą, gdyż z pewnością nie widzieli na rynku nic lepszego i nawet niedopracowana edycja, którą jest bądź co bądź NHL 2003, będzie dla nich emanowała sporą grywalnością. Jednak co z pozostałą grupą osób, która oczekiwała po tym wydaniu czegoś wielkiego? Tym graczom szczerze odradzam zakup pudełka z panem Iginlą na okładce, opatrzonego liczbą 2003. Nie wprowadza ona mianowicie żadnych większych zmian i jest wręcz krokiem w tył całej serii. Poszperajcie lepiej w starszych egzemplarzach i sprawdźcie się w NHL 2000, gdyż tu raczej nie ma to większego sensu.

 

 

NHL 2004

 

Recenzje do Gry
NHL 2004

21 01 2004 | autor: Włodarczak "Speed" Adam

EA Sports jest firmą wielbioną przez ogromne rzesze graczy z całego świata. Jakby nie spojrzeć, panowie z tegoż konsorcjum odpowiedzialni są za stworzenie wielu znakomitych tytułów. Trafiają się także gry słabsze, jednak jest to zupełnie normalne gdyż nikt nie robi samych „hitów”. Jak sprawa ma się tym razem?

Schemat wyglądał zupełnie podobnie jak dawniej – wielkie, entuzjastyczne zapewniania marketingowców o kolejnych postępowo – rewolucyjnych zmianach, nowych animacjach, składach, bójkach, etc. Skąd my to znamy? No jasne, że analogiczne teksty wciskane są nam od niemal dziesięciu lat... Odrzućmy jednak na bok te wszystkie przedprodukcyjne zachwyty i przyjrzyjmy się bliżej nowej odsłonie NHL. Wydanie 2004 wylądowało oto w mym starym i zużytym do granic możliwości napędzie.

Przepraszam, gdzie WC?

Instalacja jak zwykle przebiegła bezboleśnie. Z rumieńcem na policzku i śladową ilością śliny w kącikach ust (ta druga wynikła prawdopodobnie z nadmiernego podniecenia nowym produktem), czym prędzej zabrałem się do pierwszego, jakże ważnego odpalenia gierki. Szokiem – chociaż nie, to za dużo powiedziane – niespodzianką, jest brak jakiegokolwiek intro wprowadzającego gracza w klimat gry. Zawsze lubiłem obejrzeć ten krótki filmik, a tu go po prostu nie ma. Jednak przecież nie będziemy czepiać się szczegółów (aczkolwiek mnie takie detale pociągają najbardziej) i zwyczajnie w świecie.. grajmy dalej.

Interfejs, do czego zresztą zdążyłem już przywyknąć, jest mało intuicyjny (najdelikatniej ujmując). Nie rozumiem, dlaczego tacy specjaliści jak programiści z EA Sports, nie mogą zmontować w końcu czegoś porządnego. Czegoś, co przede wszystkim byłoby czytelne, proste jak drut, ale zarazem funkcjonalne. Po co te wszystkie animacje w tle, skoro grzebanie w poszczególnych opcjach przyprawia o garść siwych włosów na i tak wystarczająco już zestresowanej łepetynie? Można to nazwać istną plagą gier sportowych – podobnie sytuacja wygląda choćby w nowej FIFIE, czy też konkurencyjnym PESie (a propos, to jest ten miły wyjątek, o którym wspomniałem na początku).

Trybów siedem

Bawić można się w siedmiu trybach, z czego co najmniej połowa jest do siebie bliźniaczo podobna. Bo jak inaczej określić tryby takie jak sezon w NHL i sezon w trzech „elitarnych” ligach europejskich (Elisernen, SM-Liga, Del)? Wszystko wygląda identycznie, z tą „małą” różnicą, że w tym drugim przypadku prowadzimy kluby niemieckie, fińskie tudzież szwedzkie. Oczywiście w tym miejscu należy oddać twórcom hołd za umożliwienie gry nie tylko na arenach amerykańsko – kanadyjskich, co przecież samo w sobie jest już dużym odejściem od celu głównego, jakim są rozgrywki National Hokey League (wszak już sama nazwa gry na to wskazuje). Poza tym dostępne są naturalnie mecze towarzyskie, play offy, turnieje oraz coś, na co większość z nas czekała z zapartym tchem – Dynasty Mode, czyli nic innego jak zwykły sezon z poszerzonymi opcjami menedżerskimi. Ten tryb zapowiadano jako swoistą rewolucję, co zresztą nie dziwi – dobry menedżer + dobra symulacja = rewolta na całego! Czy jednak udało się zrealizować te zamierzenia? Niestety, nie do końca...

Karierowicz od siedmiu boleści

Każda ekipa w lidze NHL posiada swoje indywidualne parametry, które autorzy skrupulatnie opisali i umieścili w bazie. W przypadku trybów takich jak zwykły Sezon czy Play off, te atrybuty pozostają niezmienne. W Karierze natomiast, wraz z rozpoczęciem gry, wszystko u wszystkich spada do zera – od tej chwili rozpoczyna się budowa nowych potęg. Każdy klub scharakteryzowany jest jedenastoma głównymi wyróżnikami. Wszystkie te cechy można, a wręcz trzeba, rozwijać na dziesięciu poziomach (o tym jednak za chwil parę). Wybór klubu na początku nie jest więc zbyt ważną decyzją – bez względu na to, czy zaopiekujemy się słabeuszem czy też krezusem, efekt końcowy będzie tożsamy.

Po ówczesnym wyborze klubu przechodzimy do menu głównego menedżera (tzw. GM’s Options). W tymże biurze załatwiamy praktycznie wszystko, co związane jest z klubem od strony organizacyjnej. To właśnie tutaj mamy możliwość wymiany zawodników, podpisywania kontraktów z młodzikami (najpierw jednak warto zajrzeć do zakładki „scouting reports”, gdzie nasi szperacze wyszukują nowe talenty), bądź też przedłużania lub rezygnowania z umów ze starymi wyjadaczami. Dostępny jest także ranking menedżerów (wyjaśniać tego rzecz jasna nie muszę) oraz ekran z postępami naszych podopiecznych. W tym drugim oknie widzimy w jakich aktualnie nastrojach są hokeiści, a także możemy podziwiać ich postępy na treningach. Zmiany na lepsze są jednak bezpośrednio uzależnione od struktury klubowej, a ta z kolei - jak wiemy z powyższego - na początku jest zrównana do zera. Efekty te są więc początkowo nienajlepsze. Trzeba ten stan rzeczy szybko zmienić...

Wszelakich usprawnień dokonujemy w miejscu zwanym potocznie „upgrades”. Tak jak wspomniałem wcześniej, naszym oczom ukazuje się jedenaście „struktur”, które aż proszą się o modernizację. Zakładka „Staff” dotyczy klubowych skautów (wyszukiwanie talentów), lekarzy (szybszy powrót do zdrowia w razie kontuzji), szkoleniowców (zwiększają potencjał zawodników), speców od marketingu (więcej widzów) oraz agentów transferowych (dobre zakupy za mniejszą cenę). Druga podgrupa odpowiedzialna jest bezpośrednio za wzrost parametrów naszych podopiecznych. Przykładowo, rozbudowując klubową siłownię sprawiasz, iż hokeistom od razu podnoszą się atrybuty „siłowe”. Natomiast jeśli np. zainwestujemy w „practice rink”, to zawodnikom będzie lepiej grało się na własnym lodowisku. No dobrze, wszystko jasne, ale skąd brać na to kasę? Ano właśnie, tutaj jest haczyk - modernizacji nie dokonujemy poprzez wydawanie pieniążków, tylko specjalnych punktów. Te z kolei zarabiamy wygrywając kolejne mecze, kupując nowych wartościowych zawodników, etc. Reasumując – gdy np. maksymalnie rozwiniemy wymienione już siłownie, to każdy zawodnik, który znajdzie się w naszej kadrze, automatycznie notuje wzrost parametru „strenght” o 10 punktów (1 poziom x 1 „punkt), etc. Czyli, jeśli Kowalski z siłą 51 zasili nasz klub, to atrybut ten wzrośnie momentalnie do 61. W sumie rozwiązanie dość oryginalne, ale zarazem kontrowersyjne. Po prostu dobry, rozwinięty klub oddala się coraz bardziej od reszty kwasowej. Ci maluczcy natomiast pogrążają się w biedzie i nędzy. Chyba, że trafi im się odpowiedni menedżer, a wtedy to już inna bajka.

Grając w trakcie sezonu możemy planować w kalendarzu (notabene nieźle spieprzonym) czy to sparingi, czy też zwykłe treningi. Łącznie jest pięć rodzajów ćwiczeń, które w różnym stopniu wpływają na atrybuty i morale zawodników. Nie można cały czas prowadzić długich treningów, bo taka zabawa skończy się nienajlepszą atmosferą w drużynie. I odwrotnie – krótkie „spotkania” na dłuższą metę doprowadzą do dużego spadku umiejętności.

Nie wspomniałem jeszcze o dwóch ważnych aspektach. Pierwszym jest sekcja finansowa, miejsce, w którym ustalamy głównie ceny biletów na spotkania sezonowe oraz play offy (pod warunkiem, że się do nich dostaniemy). W sumie nasza kontrola ogranicza się zaledwie do wymienionej czynności. Jedynie ilość widzów na trybunach wzrasta / maleje, w zależności od cen, jakie ustawimy – i nic więcej. Do wglądu jest jeszcze stan klubowej kasy, etc. Drugą opcją, o której grzechem byłoby nie wspomnieć, jest możliwość rozbudowy własnego biura. Nie powiedziałem bowiem, że cały czas podczas „pracy” w owym „sekretariacie”, widzimy w tle miłego pana (czyli siebie), siedzącego przy stoliku. Zarobioną mamonę można więc wydać na zakup nowej podłogi, wymalowanie ścian, wstawienie świeżych kwiatków, powieszenie drogich obrazów i jeszcze wiele innych bajerów, które na dobrą sprawę nie są nikomu do szczęścia potrzebne. No, ale żeby się nie nudziło po skończonej rozbudowie stadionu, itp. można się czasem pobawić.

Czytając powyższe wywody wydawać by się mogło, że Dynasty Mode jest faktycznie niezłym trybem menedżerskim. Niestety, obserwujemy tu typowy przerost formy nad treścią. Możliwości, wbrew pozorom, wyczerpują się dosłownie po paru godzinach gry, a i tak faktyczny wpływ na losy klubu mamy niewielki. Nudzi się to wszystko szybciej niż można sobie wyobrazić. No cóż – rozbudzone apetyty fanów jak zwykle nie zostały odpowiednio zaspokojone. A szkoda, szkoda...

Sympatycznie, ale...

Rozpędziłem się przy okazji Dynasty Mode, natomiast nic jeszcze nie powiedziałem o najważniejszym elemencie, jakim jest bez wątpienia sam mecz i wszystko, co bezpośrednio bądź też pośrednio jest z nim związane.

Grając w pojedynkę możemy decydować o sile komputerowego przeciwnika, korzystając z tradycyjnej, czteropoziomowej skali. Medium i difficult, czyli dwa najtrudniejsze poziomy, dostarczają wielu godzin równorzędnej walki. Przyznam szczerze, że z początku miałem problemy z wygraniem jakiegokolwiek meczu, a nawet z umieszczeniem krążka w bramce! Z drugiej strony, to bardzo dobrze, że trzeba się trochę pogimnastykować, zanim strzelanie bramek wejdzie w krew niczym niekończąca się chęć zwyciężania – bo zakładam, że tej nikomu z was nie brakuje.

Jak się gra? Całkiem porządnie, momentami nawet klimatycznie, z niewielką dozą (ale zawsze!) emocji i napięcia. Zwłaszcza w początkowym stadium, gdy jeszcze nie opanowaliśmy dobrze zasad gry, wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Świetna walka zawodników pod bandą (palce lizać!), nie zawsze celne podania, kilka tzw. „szybkich formacji” (czyli zmiana strategii w trakcie meczu poprzez naciśnięcie jednego klawisza) oraz piękna grafika (wliczając w to widownię) – to zostawia po sobie bardzo pozytywne wrażenie. Co się tyczy zaś spraw związanych z taktyką, to niestety, ale zmiana tychże ustawień zbyt wielu konkretnych efektów nie przynosi. Najprzydatniejsze są w moim mniemaniu wymienione już szybkie zmiany. Po pięć strategii – defensywnych i ofensywnych – zaoferowanych przez programistów nie jest może wynikiem budzącym podziw, ale nie można też powiedzieć, że jest to totalna katastrofa. Chociaż patrząc okiem sceptyka, a raczej maniaka symulacji i menedżerów, to także i te „quicki” są bezproduktywne... Jednak mniej wymagających graczy rozwiązanie serwowane przez EA Sports z pewnością zadowoli.

Zgodnie z zapowiedziami, w NHL 2004 pojawił się nowy system bójek. Decyzje o podjęciu jatki pozostawiono samym graczom. W praktyce wygląda to mniej więcej tak, że gdy pomiędzy dwoma zawodnikami dojdzie do ostrego starcia, to pojawia się opcja „sieczki”. Teraz tylko i wyłącznie od gracza zależy, czy podejmie walkę, czy po prostu zignoruje nadpobudliwego hokeistę. Sama bijatyka jest – co z przykrością stwierdzam – nudnawa do granic możliwości. Dwa bloki + dwa ciosy (górny, dolny) - i praktycznie na tym cała wyliczanka się kończy. Lejąc się z kolejnymi rywalami nieraz odniosłem wrażenie, że o wyniku ktoś zadecydował z góry... Nie wiem, może nie umiem się bić (co jest bardziej niż mniej prawdopodobne)... Fajnie natomiast wyglądają upadki po skończonym „dziele”, gdzie – w przypadku mocnego sierpowego – czasem nawet spada na lodowisko sam kask.

Graficznie wszystko stoi, jak zwykle zresztą, na bardzo wysokim poziomie. Z nowości, jakie pojawiły się w wydaniu 2004, warto wspomnieć o nowej, „ruchomej” publiczności, która dodaje widowisku specyficznego klimatu. Nie jest to jeszcze animacja najwyższej klasy, ale widać, że programiści idą w dobrym kierunku. Poprawiono też powtórki oraz wszelakie scenki wyświetlane podczas meczu. Taki replay prezentuje się doprawdy uroczo i, co równie miłe, trwa nieco dłużej niż miało to miejsce dawniej. Jeśli zaś chodzi o aspekty dźwiękowe, to tutaj trudno mówić o jakiejkolwiek obiektywnej ocenie – każdy ma najzwyczajniej w świecie inny gust. Ze swojej strony dodać jedynie mogę, że kawałki umilające (bądź też wręcz odwrotnie) nam czas podczas zabawy z NHL 2004, gatunkowo należą do rocka, czasem bardzo mrocznego, wręcz przygniatającego swą „ciężkością”. Nie będę oceniał tego posunięcia „muzyków” EA – jednym pewnie się spodoba, innym z kolei nie. Niemniej jednak, większy wybór muzy nikomu nie zaszkodziłby...

Niezaprzeczalnym minusem jest natomiast zbyt skomplikowana klawiszologia – oczywiście jak na grę z tej serii. Przykładowo, żeby wykonać efektownego haka (czy efektywnego – tego już nie jestem zbyt pewny) trzeba użyć kombinacji dwóch klawiszy. Czasem, zwłaszcza gdy gramy na maksymalnym game speed, przysparza to wielu problemów. Gdy tego typu kłopoty powtarzają się dłużej niż planowaliśmy, zaczynamy się niepotrzebnie irytować, co np. u mnie jest równoznaczne z dłuższym lub krótszym rozbratem z daną grą.

Dlaczego tak nisko?

NHL 2004 nie jest grą przełomową, nie łamie standardów (de facto ustawionych przez swą poprzedniczkę), nie wprowadza też żadnych rewolucyjnych nowinek. Owszem, takie innowacje jak nowy system bójek są smacznym kąskiem, ale jak dla mnie tego wszystkiego jest zdecydowanie za mało. „Ósemka” jest oceną sprawiedliwą. Maniakalni fani NHL (w prawdziwym wydaniu) śmiało mogą dopisać kilka oczek więcej. Dla całej reszty... Cóż, można pograć przez kilkanaście dobrych wieczorów, ale co później – trudno stwierdzić. Zagrać jednak warto i to nie raz, nie dwa...

 

OCENA PSYCHOLOGICZNA

 

Przemoc, brutalność, nieodpowiednie treści

Gra o niskim nasyceniu przemocą. Przemoc w grze jest tylko symboliczna i śladowa. Gra 'bezpieczna' dla wszystkich odbiorców - w tym dzieci.


Kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe

Gra w pewnym stopniu ma wpływ na rozwój 'kreatywności'. Rozwija wyobraźnię i stymuluje u grającego takie elementy jak:
• poszukiwanie nowych rozwiązań - w istotnym stopniu.
• relacje społeczne, wrażliwość estetyczna, umiejętność elastycznego dostosowania się do czynników zewnętrznych, kombinatoryka, niekonwencjonalne rozwiązania, nawiązywanie rzeczywistych kontaktów społecznych poprzez Internet - w pewnym stopniu.

Gra w niewielkim stopniu pobudza funkcje odpowiadające za proste myślenie przyczynowo-skutkowe. Ma też pewien wpływ na umiejętność planowania prostych działań. Rozwija również w pewnym stopniu wiedzę ogólną w zakresie sportu hokeja na lodzie i amerykańskiej ligi NHL. Produkt typowo rozrywkowy, choć może w pewnym stopniu pomóc odbiorcy rozwijać myślenie logiczne oraz poszerzać swoją wiedzę.


Spostrzegawczość i wyobraźnia przestrzenna

Gra ma duży wpływ na spostrzegawczość w zakresie rozwijania umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się warunki i sytuacje. Rozwija umiejętność szybkiego dostrzegania nowych elementów i natychmiastowej reakcji na nie. Wyrabia refleks i zręczność. Granie w ten produkt wpływa na: rozwój zręczności, koordynację oko-ręka, refleks. Tytuł zdecydowanie zalecany dla osób, które mają trudności z koordynacją oko-ręka lub chcących rozwinąć refleks oraz ogólną zręczność.

Gra ma wpływ na umiejętność planowania w przestrzeni i wyobraźnię przestrzenną, zwłaszcza w przestrzeni 2D, ocenę odległości, koordynację kierunku z szybkością poruszania. Polecana dla osób chcących rozwinąć umiejętność planowania w przestrzeni 2D oraz koordynację.


NHL 2005

 

 

Recenzje do Gry
NHL 2005

19 11 2004 | autor: Adam "eJay" Kaczmarek

Za oknem szaro i deszczowo. Zima zbliża się wielkimi krokami. Większość graczy zaciera ręce, bo wiedzą, że pod koniec roku wychodzą ich długo wyczekiwane hity. Mając miesiąc wolnego czasu trzeba się jednak czymś zająć. Ja postawiłem na produkt EA Sports. Przyczyna była prosta. Jestem fanem hokeja, a sytuacja za oceanem wcale nie napawa mnie optymizmem. Najpopularniejszej lidze hokejowej świata grozi bankructwo, a co za tym idzie, moi ulubieni zawodnicy nie wiedzą jeszcze, gdzie będą grać. Mariusz Czerkawski znalazł tymczasowe zatrudnienie w lidze szwedzkiej, natomiast obecnie grający w Czechach Jaromir Jagr wybiera się niedługo do Moskwy, by grać w klubie Romana Abramowicza. Trwający od wakacji lokaut powinien zakończyć się na początku grudnia. Wtedy też szefowie NHL zadecydują, czy liga będzie grać, czy jednak magnaci finansowi utworzą zupełnie nowe rozgrywki. W takiej sytuacji ta szansa, aby po raz ostatni ujrzeć hokej w wersji amerykańskiej wydaje się jedyną, nawet jeśli oznaczałoby to wpatrywanie się monitor kilka godzin dziennie. Dzięki EA Sports możemy prawdopodobnie ujrzeć to, czego nie zobaczymy w ciągu najbliższych 6 miesięcy. Dlatego tym bardziej ucieszyłem się, gdy w moje ręce trafiła najnowsza edycja NHL, tym razem z numerkiem 2005.

Zawód wykonywany – Hokeista

Na estetycznym pudełku DVD widnieje jeden z najlepszych obecnie zawodników – Markus Naslund. Zapewne gwieździe Pittsburgh Penguins EA zapłaciło dużą sumkę pieniędzy, aby ów zawodnik użyczył swojego wizerunku. Jednak prawdziwego gracza interesuje zawartość pudła, a nie jego wygląd. W środku znajdziemy instrukcję, klucz potrzebny do zainstalowania gry oraz 2 płyty CD z grą. Pierwszy minus – jedna z płyt zapakowana jest w niewygodną i łatwo niszczącą się kopertę. Można to było rozwiązać lepiej. W sumie to drobnostka, ale komfort instalacji jest przez to mniejszy. Po włożeniu płyty wskazuje folder docelowy i zaczynam instalację. Tu dosyć miłe zaskoczenie. EA Sports przyzwyczaiło mnie, że podczas tego procesu pojawiają się liczne bajery rozpraszające wzrok np. screeny z gry czy nawet podpowiedzi co do rozgrywki. Teraz to wszystko poszło w niepamięć i uraczeni jesteśmy jedynie paskiem stanu instalacji.

Minęło 10 minut, zrobiłem standardowo restart komputera i zacząłem grać. Oczom ukazuje się pan Naslund reklamujący grę. Trwa to może 8-10 sekund. Gdzie jest jakieś intro zachęcające do grania? Rozumiem oszczędności estetyczne dotyczące instalacji, ale intro powinno być, szczególnie że sama gra jest bardzo dynamiczna i ładna. Niedosyt ten rekompensuje nam menu. W przeciwieństwie do wersji 2004, jest ono bardzo funkcjonalne i ładne. Wystarczą zaledwie 3 kliknięcia i już znajdujemy się tam gdzie chcemy być. Opcje są standardowe. Dotyczą grafiki, dźwięku i sterowania. Możemy przejrzeć listę piosenek, jakie atakują nasz słuch w menu i podczas meczu. Nieco osobnym menu jest Menu Zasad (Rules). Tu możemy ustawić poziom realizmu naszej gry. Można wyłączyć wszelkie zasady hokeja amerykańskiego (np. spalony na niebieskiej lub Faceoff). Tyle wędrowania po opcjach. Czas pokazać co nowego ma do zaoferowania NHL 2005.

Hokeista i jego nowości

EA Sports zawsze potrafiło zareklamować nowości w swoich grach (sławne „First Touch” przy FIFIE 2005). Tak samo jest i tutaj. Skupmy się na rzeczach widzianych gołym okiem już w menu. Są to 2 tryby rozgrywki. Pierwszy z nich to Free4All. Polega on na graniu do jednej bramki. Wybieramy jednego z kilkunastu najlepszych graczy, ustalamy do ilu strzelonych goli gramy (lub ile trwa mecz) i zaczynamy. Lodowisko zostało ograniczone bandami niedaleko pierwszej niebieskiej linii. Możemy grać 2 na 1 tzn. wybieramy sobie napastnika, którym kierujemy, a komputer dodaje nam 2 obrońców, którzy przeszkadzają nam, jak tylko mogą, w zdobyciu bramki. Zabawa jest całkiem fajna, gdy mamy jeszcze obok siebie kolegę z padem. Jeśli do tego dodamy możliwość włączenia trybu Big Head Mode to czasem można się nawet pośmiać. Tryb ten najlepiej sprawdza się w gronie 4 osób grających na jednym komputerze. Wtedy zabawę można nazwać przednią. :-)

Kolejnym trybem jest Puchar Świata. Do naszej dyspozycji oddano 8 najlepszych reprezentacji narodowych. Próżno szukać wśród nich Polski. Wielka szkoda, bo jak słyszę, że na zgrupowania przylatują nasze asy – Czerkawski i Oliwa, to mam ochotę dokopać Kanadyjczykom. :-) Nic to, pozostają nasi sąsiedzi Czesi, z Jagrem i Haszkiem na czele. Nimi można rozgromić każdego. System rozgrywek polega na meczach „każdy z każdym”.

Przejdźmy teraz do nowości, których odkrycie wymaga nieco dłuższego czasu. Dwa z nich dotyczą rozgrywki. Panowie z EA Sports wbudowali w mecz trenerski notes z rodzajem rozgrywania akcji. Taki notes włącza się automatycznie przy przerwie w meczu. Wtedy błyskawicznie wybieramy rodzaj zagrywki (musimy to zrobić naprawdę szybko, bo przerwa trwa krótko) i dzięki temu możemy efektownie przerwać akcję przeciwnika bądź, w przypadku ataku ofensywnego, niekonwencjonalnym podaniem podać do kolegi ustawionego przed bramką. Pomysł jest naprawdę świetny i sprawdza się znakomicie. Szkoda tylko, że ilość takich zagrań została mocno ograniczona. Drugi z pomysłów ma niestety swoje wady. Jest nim tzw. Open Ice Support (a także Control Ice Support). Polega on na grze bez krążka. Pomysł ten zapożyczony jest z FIFY (odpowiednik Off the Ball). Jednak o ile w defensywie pomysł ten sprawdza się naprawdę dobrze (można wezwać szybko pomoc i podwoić krycie) to w ofensywie kuleje.

W czasie ataku użycie tego zagrania powoduje pozostawienie zawodnika z krążkiem na pastwę losu. Komputer wykorzystuje to bezwzględnie. Zanim wystawimy się na pozycję drugim zawodnikiem, musimy już wracać, bo straciliśmy krążek. Manewr ten zostawiam naprawdę zapalonym i zręcznym graczom. Zapewne wielu z nim opcja ta pomoże w wygrywaniu meczy, mi jednak bardziej przeszkadzała.

Kolejną drobnostką wprowadzoną w wersji 2005 jest wskaźnik „Chemistry”. Pojawia się on przy kompletowaniu składu zespołu. Pokazuje on, w jaki sposób dopasowali się zawodnicy względem siebie. Dwie gwiazdy grające obok siebie będą powodować konflikty w prowadzeniu gry. Dlatego najlepiej w każdej formacji mieć klasowego zawodnika, a razem z nim graczy słabszych, ale bardziej pożytecznych (od brudnej roboty).

Ostatnią z nowości jest e-mail w trybie Dynasty. To pomysł również zapożyczony z najnowszej FIFY (a może to FIFA zapożyczyła wszystko od NHL? Sam już nie wiem :-) ). To nasze źródło informacji o rozgrywkach i drużynie. To tutaj czytamy wszelkie wiadomości z hokejowego świata. Otrzymujemy informacje o kontuzjach, transferach, wynikach, zwycięzcach plebiscytów itd. Ogólnie mówiąc e-mail w tej grze pełni taką samą funkcję jak ten w rzeczywistości.

Hokeista chce grać. Ale jak?

Do naszej dyspozycji oddano łącznie 7 trybów. Exhibition pozwala nam na rozegranie szybkiego pojedynku bez zbędnego grzebania w opcjach. Z kolei Season dam nam możliwość rozegrania całego sezonu (do wyboru: 29, 58 lub 82 spotkania). Można tu skorzystać z opcji Fantasy Draft. Polega on na wybieraniu kolejnych zawodników z listy i utworzeniu własnej drużyny. Zespoły ustawione są w losowej kolejce i po kolei każdy wybiera jednego gracza. O Pucharze Świata i Free4All już pisałem wcześniej. Elite Leagues pozwala nam na granie drużynami z 3 europejskich lig: szwedzkiej (Elitserien), fińskiej (SM-Liiga) oraz niemieckiej (DEL). Co ciekawe każda z nich rządzi się własnymi prawami (reguły różnią się czasem diametralnie). Mogą być dozwolone podania przez 2 linie, w przypadku ligi niemieckiej mecz nie może zakończyć się remisem, a najlepszy strzelec w lidze fińskiej nosi złoty kask. Play Online pozwala nam za to na rozegranie meczy z żywymi przeciwnikami poprzez Internet. Najbardziej grywalną jednak opcją jest Dynasty Mode. Tryb ten jest bardzo podobny do tego z wersji 2004. Możemy w ciągu 10 sezonów zbudować swój wymarzony zespół.

Dynasty jest o tyle ciekawym trybem, iż o naszych poczynaniach i pozycji w tabeli decydują finanse. To od nas zależy, ile kosztować będą bilety na pojedynczy mecz lub playoffy (o ile się do nich zakwalifikujemy). Ponadto mamy wpływ na procent zysków ze sprzedaży pamiątek. Niestety są dwie strony medalu ustanawiania cen. Z jednej strony zysk na początku możemy mieć ogromny, można pozwolić sobie na wysokie kontrakty i lepszych zawodników. Z drugiej strony jednak liczba kibiców z meczu na mecz zmniejsza się, a to oznacza mniejszy dochód. Nie warto więc ustanawiać wysokich cen za bilety (co innego playoffy, tu bilety musza być drogie i to bardzo). Wskaźnik zadowolenia kibiców widoczny jest w dolnym rogu w menu Finansów. Jeśli już o menu trybu Dynasty piszę, muszę wspomnieć, iż jest ono bardzo funkcjonalne. Podzielone jest na 5 części, każda odpowiada za coś innego. Wśród nich mamy opcje trenerskie (można wybrać rodzaj treningu, zagrywki, strategię itd.), menedżerskie (kupno/sprzedaż zawodników, przedłużanie kontraktów, rozglądanie się za talentami), meczowe (można zadecydować, czy gramy sami, czy też komputer ma zasymulować jedynie wynik), a także infrastrukturę (można wybudować salę gimnastyczną, poprawić transport na mecze wyjazdowe, a także zatrudnić specjalistów – wszystko ma wpływ na morale i formę zawodników). Po każdym sezonie mamy możliwość przebrnięcia przez draft młodych zawodników (nie zawsze talentów). Wybieramy pięciu nowych graczy, których statystyki początkowo opisane są przez naszych scoutów kolorową literą. I tak z sezonu na sezon, aż wreszcie dobrniemy do playoffów i wygramy mecz o Puchar Stanleya.

Hokeista wygląda i śpiewa ładnie

Graficznie NHL 2005 stoi na bardzo wysokim poziomie. Jakość tekstur, animacja po prostu zachwycają. Twarze zawodników wykonane są perfekcyjnie. Nie można przyczepić się również do strojów, masek bramkarzy i innych drobnych detali. Publiczność wykonana jest w pełnym 3D. Gdy wstają podczas odgrywania hymnów wyglądają świetnie. Dopiero później widzimy, że twarze kibiców dosyć często się dublują, ale na taki drobiazg można przymknąć oko. Przy rozpoczęciu gry, na tafli zaczyna się prawdziwe show, błyskają flesze aparatów. Zawodnicy wjeżdżają na lodowisko przez specjalną lodową bramę. Pod dachem hali rozwieszone są flagi państwa, gdzie rozgrywany jest mecz. Na ławce rezerwowych trwają zażarte dyskusje. Trener przekazuje zawodnikom ostatnie wskazówki. Podczas meczu podziwiamy fantastyczną animację zawodników. Wszystko wygląda bardzo naturalnie. Bójki, upadki, zderzenia wyglądają dramatycznie, niczym w rzeczywistości.

Po strzeleniu bramki kibice rzucają na lód czapki w geście szacunku dla strzelca. Sami zawodnicy potrafią się również oryginalnie cieszyć. Zakres ruchów jest ogromny. To, co zrobili panowie z EA Sports to perfekcja. Od poziomu grafiki nie odstaje muzyka. Soundtrack jest bardzo dobry, szkoda tylko, że piosenek jest mało – dziewięć. Cała estetyka gry zasługuje na medal (nawet złoty).

Wady i niedopracowania pana Hokeisty

Niestety NHL 2005 nie jest grą perfekcyjną. Daleko jej nawet do miana gry bardzo dobrej. Składa się na to kilka czynników. Po pierwsze nie ma edytora zawodników. Edytor ten w poprzednich wersjach pozwalał na stworzenie samego siebie, a co za tym idzie, zwiększał frajdę. Istnieje tylko Edytor do tworzenia drużyn, jednak wydaje się, że został on dodany na siłę, zakres jego możliwości został mocno ograniczony. Kolejną wadą jest brak kilku bardzo ważnych statystyk. Nie ma klasyfikacji strzelców ligi. Można przejrzeć tylko listę strzelców swojego zespołu. W ten sposób panowie z EA Sports utrudnili nam zadanie w szukaniu bardzo wartościowych graczy, którzy mogliby wzmocnić nasz zespół. Nie ma też ogólnego kalendarza dla ligi, mamy wgląd tylko w kalendarz zespołu, jaki my prowadzimy.

Kolejnym minusem jest opcja symulacji meczy. Nie powiem, bardzo pomaga to przy długim sezonie, ale komputer strasznie oszukuje w wynikach. Zakładamy, że mamy zespół marzeń, świetny zespół, wszyscy zawodnicy są w formie itd. Wygrywamy sami pierwsze 5 spotkań z rzędu. Chcemy potem oddać w ręce komputera nasz zespół. I co się dzieje? Kolejne 5 spotkań przegrywamy. Algorytm nakazuje zrównanie wygrywanych meczy do ok. 45-50%. Jest to trochę wkurzające, ale udało mi się przebrnąć jeden sezon bez symulacji meczu.

Wady znajdujemy również w samej rozgrywce. Jest ona bardzo efektowna, szybka, emocjonująca, ale... No właśnie. Tego wszystkiego jest zdecydowanie za dużo, gra jest niesamowicie chaotyczna. Czasem na lodowisku rozgrywają się iście dantejskie sceny (6 zawodników leży od uderzeń, 3 kolejnych pada... co z nimi jest?). Bijatyki można wszczynać co 2-3 minuty (wystarczy mieć w zespole prowokatora z dużym współczynnikiem Fighting). Za dużo jest tzw. „hitsów” czyli uderzeń w zawodników. Norma, jaka przypada na mecz, wynosi około 50, co jest rezultatem niesamowitym biorąc pod uwagę, że najkrócej można grać 15 minut (5 minut na tercję). Co ciekawe, sędziowie nic sobie z tego nie robią, kary widywane są bardzo rzadko.

O wadach Open Ice Support już pisałem, więc nie będę się powtarzał, tylko powiem, że ta wada wynika raczej z mojego sposobu grania, bo innym może się to przydać. Niektóre zagrania komputera budzą podziw, a niektóre śmiech. W 95% sytuacji, komputer zamiast strzelać z dystansu, próbuje wejść z krążkiem do bramki. Jego niedopracowane AI można również zauważyć w sposobie prowadzenia akcji. Nie rozgrywa zamków, podaje prosto nam pod nogi itd. Dopiero przy Power Play (przewadze jednego zawodnika) budzi się z letargu i nagle gra jak mistrz. Można za to pochwalić jego grę obronną. Na najwyższym poziomie trudności strzelenie więcej niż 3 bramek w meczu graniczy z cudem, a i w ataku potrafi zagrać niekonwencjonalnie (mimo wymienionych wcześniej błędów).

Podsumowanie dokonań naszego sportowego bohatera

Nowa edycja NHL jest gra bardzo solidną. Nie wiem jednak, czy warto w nią zainwestować pieniądze, gdy posiadamy zeszłoroczna edycję. Owszem, do ręki dostajemy produkt z nowościami, bardzo ładną oprawą, licencją i wysoką grywalnością. Jednak brakuje mu kilku naprawdę istotnych cech, dzięki którym uznać można by było najnowsze dzieło EA Sports za grę na wysokim poziomie. Z pewnością fani i tak zaopatrzą się w tę pozycję, bo dla nich NHL to magia. Rozpoczął się już listopad. Myślę, że w perspektywie nadchodzących świąt uznać można NHL 2005 za miły prezent pod choinkę...

 

 

PLUSY:

  • świetna grafika i bardzo dobra muzyka;
  • magia NHL;
  • tryb Free4All;
  • parę nowych innowacji w zakresie rozgrywki (trenerski notes i system Open Ice Support);
  • 3 ligi europejskie gratis;
  • grywalność;
  • ostatnia szansa obejrzenia NHL (prawdopodobne bankructwo ligi).

 

MINUSY:

  • na lodowisku czasem jest za duży chaos;
  • brak niektórych, ważnych dla gry statystyk;
  • AI komputera;
  • gdzie się podział edytor zawodników?
  • brak tak naprawdę jakiejś rewolucji (stary, dobry NHL).

NHL 2006

 

Recenzje do Gry
NHL 06

19 10 2005 | autor: Paweł "HopkinZ" Fronczak

Serce zaczyna bić mocniej, gdy po wznowieniu przejmuję krążek. Przeciwnik się cofa – pięknie, zrobili lukę na lewym skrzydle. Ruszam żwawo uważając, by krążek nie odskoczył za bardzo od kija. Świetnie! Kumple z drużyny czyszczą mi drogę. Wszyscy zostali w tyle. Serce podchodzi mi do gardła – jestem sam na sam z bramkarzem. Hej! Ale mam przecież nowy system zwodów. No to już, jedziemy z tym koksem! Prawa, lewa, znowu prawa – tylko widzę, jak bramkarz nerwowo przestępuje z łyżwy na łyżwę i przygotowuje się do obrony. Jeszcze tylko kilka metrów. Hamuję tuż przed bramką. Zaczynam robić potężny wymach i... zapala się zielona lampka – koniec tercji. Agrh, znowu to samo!

Niczym zamarznięty mamut

Trudno jest zaczynać recenzję gry, która w zasadzie nie zmienia się od kilku lat. No, bo cóż napisać? Że oczekiwałem na tę odsłonę NHL z wypiekami na twarzy? Nie, nie spodziewałem się po niej rewolucji, chociaż jak co roku EA Sports wieściło zmiany.

A prawda jest taka, iż od roku 2000 gra traktująca o hokeju jest niemal taka sama – z małymi wzlotami i upadkami. Aż chciałoby się rzec: w elektronicznym NHL bez zmian. I warto zadać sobie pytanie: czy można tu coś w ogóle zrobić, by odzyskać coraz bardziej zatrącaną grywalność? Były karty z zawodnikami, tryb Dynastii – w tym roku „fenomenem” miał być nowy system zwodów i strzałów. Sprawiło to, że w postać hokeisty jest nam się łatwiej wczuć. Możemy też wyprawiać jeszcze większe cuda z krążkiem.

Było!

Gra przez sieć, szybki mecz, sezon, dynastia, turniej, elite league (bez ligi polskiej ;-)) i free for all – przedstawienie najważniejszych opcji NHL 06 zajęło mi pięć sekund. W dwóch słowach ujmując: nic nowego. Do tego dochodzi Creation Zone – czyli możliwość tworzenia własnego zawodnika oraz całej nowej drużyny. Maniacy hokeja z pewnością będą zadowoleni. Rzecz jasna można też przeglądać statystyki graczy, składy drużyn etc. A podczas właściwego sezonu mamy również wykaz bramek i asyst poszczególnych zawodników. Statystyk jest całkiem sporo, jednak wciąż to jedynie kropla w oceanie liczb i cyferek, jaki oferuje np. seria NBA.

Ponownie najciekawszym zdaje się być tryb Dynastii. Wcielamy się w trenera i mamy spore możliwości w sprawach zarządzania drużyną. Odbieramy e-maile, ustawiamy strategie na każdy mecz, określamy cechy treningu drużyny i ogólnie gramy sobie w hokej. Mamy również wgląd na zasady i przepisy ligi NHL. Wedle własnego kaprysu można włączać lub wyłączać wszelkie reguły, ustawiać czas tercji itd. Ponownie jest to okraszone przystępnym acz – niestety – nieco uciążliwym menu.

Co w lodzie trzeszczy?

Dynamika i realizm. Tymi słowami można streścić to, co dzieje się podczas meczu. Zawodnicy zachowują się jak normalni gracze NHL. Grają taktycznie, wystawiają się na dogodne pozycje, potrafią się porządnie ustawić i trzymać przeciwnika w zamku podczas gry w przewadze. Zdarzy im się też wpadka – potężnym strzałem trafią w słupek albo źle podadzą, ponieważ przeciwnik przechwyci krążek. Podobnie jest po stronie komputera. Gdy przegrywają, a koniec tercji nieubłaganie zbliża się do końca, zaraz po przejęciu krążka lecą na złamanie karku i strzelają „na chama” – byle tylko stworzyć sytuację zagrażającą bramkarzowi. Muszę przyznać, że pod względem zachowania graczy na boisku NHL 06 zaskoczyło mnie pozytywnie.

Czas na dynamizm. Gra jest szybka, wartka, zacięta i niekiedy chaotyczna. Czyli taka jak prawdziwy hokej. Zdarzają się bójki (można blokować ciosy, a waląc piąchą po głowie strącać kask przeciwnika – cuda na kiju!), po których gracze najczęściej lądują na ławce kar (o ile nie zostaną „poproszeni” przez sędziego o opuszczenie lodowiska). Ponadto podczas intensywnej akcji trudno jest niekiedy dojrzeć dokładnie każde zagranie. Dopiero na powtórkach – w zwolnionym tempie – widać, jak jeden drugiego zahaczył kijem o łyżwę (co zakończyło się efektowną wywrotką).

Całości smaczku dodają też dźwięki z trybun. Wykrzykiwanie piosenek mających zagrzewać do boju to już standard, lecz niesamowite wrażenie robi sytuacja, gdy podczas wznowienia jakiś kibic zacznie nagle wystukiwać o metalową poręcz jakiś „sportowy” rytm. Ponadto buczenie lub klaskanie widowni towarzyszy każdej strzelonej bramce. Czuć w tym wszystkim ten klimat, który towarzyszy rozgrywkom NHL. Brutalność, widowiskowość i niesamowite emocje.

Łatwiej, łatwo, trudno, trudniej

Pamiętasz z pewnością te wyniki rzędu 8:1 czy 7:0. EA Sports wie, jak przyciągnąć gracza. Takie monstrualne liczby wciąż da się radę wykręcić, gdy gra się na najniższym poziomie trudności. Gdy natomiast poprzeczkę ustawimy najwyżej NHL 06 nabiera zupełnie innych kolorów. Dopiero wtedy można grę nazwać prawdziwym hokejem dla weteranów.

Żeby można było jeszcze efektowniej przegrywać/wygrywać, w nowej odsłonie NHL mamy różne triki. Chcesz obrócić się wokół własnej osi, omijając tym samym obrońców, i strzelić prosto do bramki? Albo obrócić się tyłem do bramkarza i oddać strzał pomiędzy swymi nogami – mając nadzieję, że ta zmyłka poskutkuje? Nic prostszego – wystarczy dokupić/dorobić sobie trzecią rękę i jazda – wszelkie kombinacje stoją przed nami otworem. Że jak? Nie wiesz jak to zrobić? Cóż, w takim razie pozostaje kupno zwyczajnego pada. Ponieważ nie wyobrażam sobie by przy tych emocjach, jakie towarzyszą grze, trzymać dwóch przycisków na klawiaturze, w odpowiednim momencie nacisnąć kolejny i raz potem jeszcze następny, którym w końcu byśmy oddali strzał na bramkę (do tego wciąż jedną ręką obsługując kursory). Na klawiaturze można jedynie pograć dla przyjemności, lecz by wycisnąć wszystko z NHL 06, trzeba zaopatrzyć się w pada.

Są też takie dodatki jak współczynnik morale, który ujemnie bądź dodatnio wpływa na jakość gry naszych zawodników (zależy on od typu treningu drużyny, ostatnich wyników itd.). Również słowo o grafice – jest fenomenalna, jak zwykle. Każda kolejna potyczka wygląda jak relacja telewizyjna z prawdziwego meczu, czyli istna rewelacja.

Rysy na lodowisku

Grając w najnowsze dzieło EA Sports wspominałem dawne lata. Odświeżałem w myślach te edycje, które – według mnie – były najlepsze, czyli 2000 i 2002. Co w nich było dobrego, a nie ma tego w NHL 06? Na pewno przejrzystość i funkcjonalność menu. Trudno jest się niekiedy połapać, co jest gdzie i jak do danej funkcji dojść. Drugą sprawą jest muzyka. W tym roku znowu słyszymy przyjemny rock, jednak brak jakichkolwiek perełek, które podnosiły adrenalinę we tamtych latach. Ponadto trafiają się omyłki w składach (ot, np. widzimy tu Czerkawskiego w N.Y. Islanders, chociaż w tym sezonie będzie grał w Toronto Maple Leafs). Drugim poważnym minusem, zaraz po nieaktualnych składach, jest... wtórność. Tu nie ma po prostu nic rewolucyjnego. Na szczęście nie jest to krok wstecz.

Odgrzewany kotlet najlepiej smakuje na zimno

NHL 2006 ma swoje zalety jak i wady. Znowu jednak gra się po prostu wyśmienicie. Jest to postęp w stosunku do poprzedniej wersji i zarazem kolejna odsłona hokeja, która przykuwa do monitora. A ponieważ nie ma kompletnie żadnej alternatywy – pozostaje znakomity NHL 06. Gdyby tak jeszcze do pudełka dołączali pada... No co, za taką cenę?

 

 

PLUSY:

  • świetny hokej na lodzie, emocje, widowiskowość;
  • zachowanie graczy na lodowisku;
  • poprawki w stosunku do wersji 2005.

 

MINUSY:

  • żadnych rewolucji;
  • nieaktualne składy.

OCENA PSYCHOLOGICZNA

 

Przemoc, brutalność, nieodpowiednie treści

Gra o mniej niż średnim nasyceniu przemocą. Przemoc w grze jest na poziomie który zdarza się dziecku spotkać w rzeczywistości, np. w szkole. Nie ma realizmu łączącego występującą przemoc z prawdziwym życiem. Ten produkt nawet ludzie wrażliwi mogą raczej spokojnie wziąć do ręki. Rodzice raczej nie powinni niepokoić się o swoje dzieci, gdy bawią się tą grą.


Kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe

Gra w pewnym stopniu ma wpływ na rozwój 'kreatywności'. Rozwija wyobraźnię i stymuluje u grającego takie elementy jak:
• poszukiwanie nowych rozwiązań - w istotnym stopniu.
• relacje społeczne, wrażliwość estetyczna, umiejętność elastycznego dostosowania się do czynników zewnętrznych, kombinatoryka, kombinatoryka wieloelementowa, nawiązywanie rzeczywistych kontaktów społecznych poprzez Internet - w pewnym stopniu.

Produkt w pewnym stopniu rozwija myślenie logiczne i pobudza funkcje odpowiadające za proste myślenie przyczynowo-skutkowe. Umożliwia rozwinięcie umiejętności wyciągania prostych wniosków z ogółów lub składania ogólnych wniosków z pojedynczych zdarzeń. Ma też wpływ na umiejętność planowania prostych działań. Gra wpływa na: myślenie logiczne, proste myślenie przyczynowo-skutkowe; umiejętność planowania działań. Dla ludzi, którzy oprócz zabawy lubią lekko pogimnastykować umysł.


Spostrzegawczość i wyobraźnia przestrzenna

Gra ma pewien wpływ na spostrzegawczość w zakresie rozwijania umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się warunki i sytuacje a także niewielki wpływ na rozwój umiejętności zwracania uwagi na szczegóły oraz wyodrębnianie elementów z tła. Rozwija: ogólną spostrzegawczość, umiejętność wyróżniania szczegółu z ogółu. Rozwija umiejętność szybkiego dostrzegania nowych elementów i natychmiastowej reakcji na nie. Granie w ten produkt wpływa na: rozwój zręczności, koordynację oko-ręka, refleks. Tytuł zalecany dla osób mających trudności z koordynacją oko-ręka lub mających potrzebę rozwijania ogólnej zręczności a także dla osób z trudnościami w koncentracji.

Gra w dużym stopniu rozwija wyobraźnię przestrzenną, pomaga wyrobić sobie umiejętność planowania w przestrzeni. Produkt mocno stymulujący funkcje odpowiedzialne za koordynację wzrokowo-ruchową, w szczególności koordynację kierunku z szybkością poruszania. Gra ma wpływ na: rozwój wyobraźni przestrzennej, planowanie w przestrzeni, ocenę odległości, koordynację kierunku z szybkością poruszania. Gra dla osób chcących rozwinąć umiejętność planowania w przestrzeni 2D i 3D oraz koordynację.


NHL 2007

NHL 07 to symulator rozgrywek hokejowych, traktujący o najbardziej profesjonalnej i najlepszej lidze hokeja na świecie – północnoamerykańskiej NHL. Wszystkie kolejne części serii co roku przechodziły mniej lub bardziej poważną renowację, oferując szereg nowych możliwości oraz zaktualizowaną bazę danych zespołów i zawodników. Nie inaczej jest i tym razem.

Kolejna odsłona hokeja ze stajni EA Sports przynosi wiele nowości w najważniejszych, zręcznościowych aspektach programu. Seria niemal od zawsze charakteryzowała się dużą dozą realizmu, oferując maniakom hokeja na lodzie prawdziwą ucztę wrażeń. Odsłona oznaczona numerkiem 07 jest pod tym względem szczególnie godna uwagi, gdyż oferuje zupełnie nowy poziom sprawowania kontroli nad zawodnikiem. Górnymi i dolnymi kończynami zawodnika sterujemy bowiem w sposób niezależny, osobne przyciski odpowiadają za ruchy i uderzenia kijem, inne zaś wpływają na ruch i ustawienia łyżew (w przypadku skorzystania z joypada z gałkami analogowymi, jedna gałka odpowiada za ręce, druga za nogi). Oczywiście, program zapewnia odmienną paletę zagrań, w zależności od tego, czy aktualnie jesteśmy przy krążku i atakujemy, czy też gdy staramy się go wyłuskać, broniąc się przed ofensywą rywala. Umiejętne zastawianie się i wykorzystywanie walorów fizycznych poszczególnych hokeistów często jest kluczem do zwycięstwa. Ze szczególną pieczołowitością pracowano także nad sposobem wykonywania rzutów karnych – pojedynki jeden-na-jeden z bramkarzami zostały znacząco poprawione. Cała zreformowana mechanika rozgrywki, chociaż może wydawać się nieco kłopotliwa, ma za zadanie uczynić rozgrywkę jeszcze bardziej techniczną i realistyczną, co z pewnością powinno zadowolić fanów tego niezwykle kontaktowego sportu.

Jeśli zmęczymy się bojami na lodzie, możemy nieco wypocząć i złapać oddech na ławce, i to nie tylko kar, ale i trenerskiej – w specjalnym trybie Dynasty Mode wcielamy się bowiem w głównego menadżera jednej z dostępnych w grze drużyn. Wiąże się to oczywiście z koniecznością podejmowania kluczowych dla zespołu decyzji, zarówno personalnych (kadra zawodnicza), jak i sportowych (skład, formacja) czy finansowych (wynagrodzenia). Wyważenie wszystkich tych kwestii szybko okazuje się problematyczne, zważywszy na ograniczenia natury monetarnej – dlatego też złożenie drużyny marzeń wymaga sporego nakładu pracy. Każdy mecz na żywo komentowany jest przez doświadczonych, profesjonalnych sprawozdawców telewizyjnych – Gary'ego Thorne'a oraz Billa Clementa. Fachowe komentarze, okołomeczowe ciekawostki oraz żywiołowa reakcja na kluczowe momenty rozgrywki (ważne bramki, ciężkie kontuzje, starcia między zawodnikami) powodują, iż mamy wrażenie oglądania prawdziwego spotkania hokejowego.

 

OCENA PSYCHOLOGICZNA

 

Przemoc, brutalność, nieodpowiednie treści

Gra w istotnym stopniu nasycona brutalnością, dla ludzi już dojrzałych, którzy nie posiadają dużej wrażliwości na sceny przemocy. Dla osób potrafiących odróżnić świat gry od świata realnego, którym na co dzień brakuje adrenaliny i mocnych wrażeń. Przeznaczona dla ludzi poszukujących w świecie gry 'męskiej akcji'. Przemoc w dużym stopniu stanowi o sensie gry. Nie występuje widok krwi. Agresja odnosi się w szczególności wprost do dokładnie odwzorowanych postaci ludzkich. Gra nie zalecana dla dzieci i ludzi którzy 'źle' reagują na sceny przemocy i krwi.


Kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe

Gra w pewnym stopniu ma wpływ na rozwój 'kreatywności'. Rozwija wyobraźnię i stymuluje u grającego takie elementy jak:
• relacje społeczne, poszukiwanie nowych rozwiązań, wrażliwość estetyczna, umiejętność elastycznego dostosowania się do czynników zewnętrznych, kombinatoryka, niekonwencjonalne rozwiązania, nawiązywanie rzeczywistych kontaktów społecznych poprzez Internet - w pewnym stopniu.

Gra w niewielkim stopniu pobudza funkcje odpowiadające za proste myślenie przyczynowo-skutkowe. Ma też pewien wpływ na umiejętność planowania prostych działań. Produkt typowo rozrywkowy, choć może w pewnym stopniu pomóc odbiorcy rozwijać myślenie logiczne.


Spostrzegawczość i wyobraźnia przestrzenna

Gra ma pewien wpływ na spostrzegawczość w zakresie rozwijania umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się warunki i sytuacje a także niewielki wpływ na rozwój umiejętności zwracania uwagi na szczegóły oraz wyodrębnianie elementów z tła. Rozwija: ogólną spostrzegawczość, umiejętność wyróżniania szczegółu z ogółu. Rozwija umiejętność szybkiego dostrzegania nowych elementów i natychmiastowej reakcji na nie. Granie w ten produkt wpływa na: rozwój zręczności, koordynację oko-ręka, refleks. Tytuł zalecany dla osób mających trudności z koordynacją oko-ręka lub mających potrzebę rozwijania ogólnej zręczności a także dla osób z trudnościami w koncentracji.

Gra ma wpływ na umiejętność planowania w przestrzeni i wyobraźnię przestrzenną, zwłaszcza w przestrzeni 2D, ocenę odległości, koordynację wzrokowo-ruchową, koordynację współdziałania obu rąk. Polecana dla osób chcących rozwinąć umiejętność planowania w przestrzeni 2D oraz koordynację.