X-MEN LEGENDS II : RISE OF APOCALYPSE

 

 

Recenzje do Gry
X-Men Legends II: Rise of Apocalypse

02 11 2005 | autor: Maciej "Shinobix" Kurowiak

Lata 60-te. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Elvismanię wypiera Beatlemania. McDonald’s zaczyna podbijać jankeskie żołądki, a pustynia w Nevadzie jest nagminnie dziurawiona przez coraz mocniejsze ładunki nuklearne. Jakby tego było mało, to czarna mniejszość zaczyna dopominać się swoich praw, no i niejaki Lee Harvey Oswald uwiecznia się w podręcznikach strzelając w Dallas do prezydenta Kennedy’ego. W takim właśnie okolicznościach zrodził się nowy komiks Stana Lee opowiadający o grupie młodych mutantów uczących się panować nad swymi mocami dzięki pomocy profesora Charles’a Xaviera. Trudno w to uwierzyć, ale seria X-Men ukazuje się niemal nieprzerwanie od 1963 aż do dziś, a jej popularność zdaje się wcale nie gasnąć.

Przez te wszystkie lata w komiksach z tej serii doszukiwano się licznych przesłań, począwszy od wspierania mniejszości (mutanci), piętnowanie niegodziwych polityków (senator Kelly) czy też nawet stawianie oporu antysemityzmowi czy fali terroryzmu. Nic dziwnego, że przygody mutantów wziął w końcu na muszkę Hollywood realizując dwie wysoko budżetowe ekranizacje. Oczywiście X-Men wielokrotnie obijali się też o rozmaite gry komputerowe i video, ale trudno tu właściwie mówić o jakichś wielkich tytułach, może z wyjątkiem X-Men vs. Street Fighter. W końcu jednak producenci na fali popularności filmu zdecydowali się stworzyć rasowy RPG akcji, w którym mutanci profesora Xaviera będą grać główne role. Tak doszło do powstania pierwszej części X-Men Legends, która na rynku amerykańskim okazała się hitem. Nic dziwnego, że natychmiast ruszono do pracy nad dwójką, a jej efekty możemy właśnie oglądać zarówno na ekranach komputerów, jak i wszystkich trzech platform video.

X-Men Legends II: Rise of the Apocalypse nie jest bynajmniej związana z drugą częścią filmu, ale za to bardzo silnie nawiązuje do tradycji komiksu. Nie chodzi tutaj wcale o styl graficzny, ale właśnie o historię i klimat. Nie ma żadnych wątpliwości, że druga część jest bardzo podobna do jedynki i jeśli komuś X-Men: Legends nie przypadło do gustu, nie ma praktycznie żadnych szans, by dokonało tego Rise of the Apocalypse. Nie napotkamy tu jednak zbyt wielu nawiązań do poprzedniej części – nie jest to typowa kontynuacja i jeśli gracz orientuje się jako tako w wydarzeniach z komiksu, szybko załapie who is who w grze.

Niestety w przeciwieństwie do filmu, gdzie X-Men zdają się być po prostu niezwykłymi ludźmi uwikłanymi w świat złych mutantów i wszystko jest w miarę proste i klarowne, w grze jesteśmy co chwila zarzucani faktami z wersji drukowanej. Powoduje to pewien mętlik i ktoś słabo zorientowany w świecie z komiksów i w serialu, może aż do końcowych napisów odczuwać duży dyskomfort. Każdy kij ma dwa końce i wśród polskich graczy zapewne znajdą się tacy, którzy znają marvelowskie uniwersum od podszewki lub też orientują się w nim na tyle, by rozpoznać przewijające się przez grę postaci. Autorzy zresztą nie kryją, że właśnie do takich odbiorców skierowani są X-Men i to oni będą mieli z gry szczególną uciechę.

Akcja rozgrywa się po wydarzeniach z części pierwszej, miasto mutantów dowodzonych przez Magneto zostaje zniszczone przez flotę supermutanta imieniem Apocalypse. Niedługo potem cały świat stoi w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa, gdyż Apocalypse, zgodnie z tradycją idącą za jego imieniem, postanawia ostatecznie rozwiązać wszystkie problemy gatunku homo sapiens według swoich reguł. Mutanci nie mają innego wyjścia, jak tylko zakopać topór wojenny i połączyć siły przeciwko potężnemu wrogowi. Bractwo Złych Mutantów i X-Men, wcześniej śmiertelni wrogowie, zawierają historyczny sojusz przeciwko najstarszemu i najsilniejszemu z mutantów. Apocalypse nie tylko niszczy siedzibę Magneto, ale także porywa profesora Xaviera, a wraz z jego odbiciem losy dalszej walki przechodzą w ręce gracza.

Rise of the Apocalypse to typowy RPG akcji, podobny nieco pod względem mechaniki do wielu innych gier tego typu jak Dungeon Siege czy chociażby Baldur’s Gate: Dark Alliance. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Dzięki rozbudowanemu uniwersum i dużej ilości postaci, gra nie ogranicza się tylko do chodzenia i rozwalania wszystkiego, co się nawinie, ale także daje możliwość dobierania drużyny z rzeszy mutantów z rozmaitych grup. Dla miłośników komiksu gratką będzie możliwość stworzenia ekipy, w której współpracują ze sobą Storm i Toad, czy Wolverine z Magneto. Oczywiście rdzeń rozgrywki to chodzenie po korytarzach i zamiatanie rozmaitych potworów czy też mutantów nasłanych przez nieprzyjaciela. Od czasu do czasu gra raczy nas smaczkami, takimi jak chociażby spotkanie Wolverine’a (o ile oczywiście mamy go w drużynie) z jego zaciekłym wrogiem – piękną Lady Deathstrike. Fani przeszukujący wszystkie zakątki etapów znajdą dziesiątki bonusów w postaci rozmaitych szkiców i galerii.

Grę podzielono na pięć aktów, a rozgrywająca się historia jest zupełnie liniowa. Większość czasu spędzamy chodząc po labiryntach, szukając nowych przedmiotów, lepszych zbroi, broni, gromadząc gotówkę i punkty doświadczenia. Jeśli ktoś lubi tego typu gry i świetnie bawił się przy części pierwszej, to będzie zachwycony bardzo rozbudowanym systemem umiejętności (każda postać ma ich szesnaście) i dużą ilością bohaterów do formowania drużyny. Efekt jest taki, że Rise of the Apocalypse nie przyprawia nas o ziewanie, a wręcz przeciwnie, rozbudowywanie postaci i ich dobieranie stanowi zabawę samą w sobie. Jest to jeden z tych tytułów, które nie powinny być ukończone jak najszybciej, tylko po to, by zaliczyć kolejną wstawką filmową. Żeby w pełni się nim cieszyć, należy zagłębić się niuanse komiksowego świata, wykonywać misje treningowe, znajdować ukryte przedmioty i postaci.

Niestety nawet fani zauważą, że gra z czasem popada w pewne uproszczenia. Ma to związek z podziałem na poszczególne akty, z których każdy realizuje ten sam schemat. Mamy więc bazę wypadową, gdzie kupujemy ekwipunek i dostajemy misję. Wychodzimy na zewnątrz, by wyrąbać sobie drogę do głównego bossa. Wracamy, oglądamy przerywnik filmowy i przechodzimy do aktu następnego. Razi to wszystko mocno i psuje nieco atmosferę, powodując rozprężenie, co nie sprzyja budowaniu napięcia. Drugą sprawą jest fakt, że nagromadzenie mutantów, których w świecie Marvel’a jest tak dużo, że starczyłoby ich na wypełnienie dużego RTS-a, powoduje liczne niekonsekwencje podczas gry. Zdarza się, że kierując np. Magneto prowadzimy z kimś dialog, gdy nagle nasz rozmówca zaczyna mówić o Magneto w trzeciej osobie, jakby go w okolicy nigdy nie było.

Gra posiada też opcję rozgrywki sieciowej przez Internet. Co ciekawe, nie jest ona tym razem ograniczona do Xbox Live, ale grać mogą wszyscy posiadacze zarówno PS2 jak i PC. Do wyboru mamy dwie opcje: Story i Skirmish. Pierwsza polega na rozgrywaniu kampanii zespołowo – gracze mogą w dowolnym momencie wejść lub wyjść. Druga opcja polega na walce wszystkich ze wszystkimi. Jeśli posiadamy większą ilość padów, możemy zaprosić kolegę lub dziewczynę do pomocy w rozwałce. Sterowanie jest intuicyjne, więc nie będzie problemów szybkim włączeniem się do akcji.

Oprawa graficzna Rise of the Apocalypse prezentuje się bardzo przyzwoicie, aczkolwiek jak na rzut izometryczny, jest być może troszkę zbyt oszczędna. Najważniejsze jest jednak to, że właściwie wszystko jesteśmy w stanie zniszczyć. Znaki drogowe, samochody, płoty, barierki – nic nie jest bezpieczne. Można nawet odłupać tynk ze ścian, a więc w tym względzie jest dobrze. Środowisko i efekty związane z użyciem umiejętności także opracowano z dużą dbałością, choć można się nieco przyczepić do postaci bohaterów. Cell-shadingowi mutanci mogliby wyglądać troszkę bardziej szczegółowo, co odnosi się w głównie do bohaterek płci żeńskiej, których kobiecość w komiksie jest przecież podkreślana na miliony sposobów.

Jeśli chodzi o optymalizację kodu, to autorzy spisali się na piątkę z plusem. Gra nie chrupie i wszystko działa płynnie nawet przy dużej ilości przeciwników na ekranie. Ogólnie wrażenie jest bardzo przyzwoite, chociaż bez rewelacji. Jeśli chodzi o muzykę i dźwięk, to można narzekać jedynie na brak głównego tematu muzycznego, który zapadałby w pamięć. Mamy tu do czynienia z typową muzyką ilustracyjną, ściśle powiązaną z miejscem, w którym aktualnie się znajdujemy i jako taka, spełnia swoje zadanie bardzo dobrze. Dźwięk jest opracowany na wysokim poziomie i wcale nie trzeba znakomitego zestawu Dolby Digital, by go docenić. Niestety nie wszystkie dialogi są dubbingowane, a szkoda, bo nie ma ich wcale tak dużo.

Druga część X-Menów, podobnie jak pierwsza, jest kierowana głównie do fanów serii i miłośników marvelowskich komiksów. Gracze spoza kręgu zaciekłych fanów mogą poczuć się nieco zagubieni w gąszczu relacji pomiędzy mutantami. Nie każdy wie, czyim synem był Quicksilver, czy też z kim romansowała dawniej Mystique i dlaczego teraz już się nie lubią. Tacy gracze mogą co najwyżej cieszyć się sprawnie zrobionym, bardzo rozbudowanym action-RPG. Szkoda, że fabuła jest nieco zbyt sucha, mało jest tu emocji, znanych chociażby z produkcji japońskich. Ogólne wrażenie jest jednak dobre, na co wpływa jeszcze fakt, iż na normalnym poziomie trudności ukończenie gry zajmie co najmniej dwadzieścia godzin. Dla miłośników uniwersum Marvel’a pozycja obowiązkowa, a dla wszystkich innych godne polecenia, rozbudowane RPG akcji.

Maciej „Shinobix” Kurowiak

 

PLUSY:

  • gra dopracowana technicznie;
  • rozbudowany system umiejętności;
  • przebogate uniwersum.

 

MINUS:

  • bez podstawowej wiedzy o świecie mutantów ani rusz.

OCENA PSYCHOLOGICZNA

Przemoc, brutalność, nieodpowiednie treści

Gra o średnim stopniu nasycenia przemocą. Przemoc tu prezentowana nie ma znamion realistycznej brutalności. Nie występuje widok krwi. Agresja odnosi się w szczególności do postaci przypominających wyglądem, ale nie dokładnie odwzorowanych, postaci ludzkich. Dopuszaczalne jest granie w grę przez dzieci, po uprzedniej zgodzie rodziców.


Kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe

Gra w dużym stopniu ma wpływ na rozwój 'kreatywności'. Pobudza wyobraźnię i stymuluje u grającego takie elementy jak:
• relacje społeczne, kombinatoryka - w istotnym stopniu.
• poszukiwanie nowych rozwiązań, wrażliwość estetyczna, umiejętność elastycznego dostosowania się do czynników zewnętrznych, niekonwencjonalne rozwiązania, nawiązywanie rzeczywistych kontaktów społecznych poprzez Internet - w pewnym stopniu.
Gra dla osób lubiących brać aktywny udział w świecie gry, mających potrzebę swobodnego decydowania o sposobie prowadzenia rozgrywki i kolejności podejmowania działań.

Produkt w pewnym stopniu rozwija myślenie logiczne i pobudza funkcje odpowiadające za proste myślenie przyczynowo-skutkowe. Umożliwia rozwinięcie umiejętności wyciągania prostych wniosków z ogółów lub składania ogólnych wniosków z pojedynczych zdarzeń. Ma też wpływ na umiejętność planowania prostych działań. Gra wpływa na: myślenie logiczne, proste myślenie przyczynowo-skutkowe; umiejętność planowania działań. Dla ludzi, którzy oprócz zabawy lubią lekko pogimnastykować umysł i poznawać proste interakcje społeczne.


Spostrzegawczość i wyobraźnia przestrzenna

Gra ma pewien wpływ na spostrzegawczość w zakresie rozwijania umiejętności szybkiego reagowania na zmieniające się warunki i sytuacje a także niewielki wpływ na rozwój umiejętności zwracania uwagi na szczegóły oraz wyodrębnianie elementów z tła. Rozwija: ogólną spostrzegawczość, umiejętność wyróżniania szczegółu z ogółu. Rozwija umiejętność szybkiego dostrzegania nowych elementów i natychmiastowej reakcji na nie. Granie w ten produkt wpływa na: rozwój zręczności, koordynację oko-ręka, refleks. Tytuł zalecany dla osób mających trudności z koordynacją oko-ręka lub mających potrzebę rozwijania ogólnej zręczności a także dla osób z trudnościami w koncentracji.

Gra ma wpływ na umiejętność planowania w przestrzeni i wyobraźnię przestrzenną, zwłaszcza w przestrzeni 2D, ocenę odległości. Polecana dla osób chcących rozwinąć umiejętność planowania w przestrzeni 2D.


X-MEN : THE OFFICIAL GAME

 

Recenzje do Gry
X-Men: The Official Game

12 06 2006 | autor: Jacek "Stranger" Hałas

Miłośnicy gier komputerowych zdołali się już chyba przyzwyczaić do tego, iż zdecydowana większość tytułów bazujących na słynnych hollywoodzkich blockbusterach prezentuje co najwyżej przeciętny poziom wykonania. Co jakiś czas trafiają się oczywiście prawdziwe perełki. W pozytywny sposób odebrane zostały między innymi wirtualne przygody Riddicka. Najczęściej jest jednak tak, iż produkcje, które mają ukazać się równolegle z kinowym przebojem, zniechęcają do siebie niewielką grywalnością czy też widocznym na niemal każdym kroku ogromnym pośpiechem programistów. Najsłynniejsza na świecie drużyna mutantów na komputery osobiste zawitała już co najmniej dwukrotnie. Wydana w 2003 roku gra X2: Wolverine’s Revenge koncentrowała naszą uwagę wyłącznie na postaci tytułowego wojownika. Z całą pewnością nie był to udany produkt. Gracze narzekali między innymi na udziwnione sterowane czy też brak możliwości pokierowania innymi mutantami, przez co zabawa bardzo szybko stawała się dość jednostajna. Zdecydowanie lepiej wypadła gra X-Men Legends II: Rise of Apocalypse. W tym przypadku można jej było nawet wybaczyć to, iż poprzednia część ukazała się wyłącznie na najpopularniejsze modele konsol. Nie bez znaczenia był również fakt, iż tytuł ten w bezpośredni sposób odwoływał się do komiksowych korzeni X-Men, przez co producenci mieli dużo czasu na jego dopracowanie.

Najwyższa już chyba pora przejść do bliższego omówienia recenzowanej gry, która w założeniach miała stanowić ważny pomost pomiędzy drugą a wchodzącą aktualnie do kin trzecią częścią serii. Niestety, poziom wykonania tego tytułu potwierdza jedynie moje wcześniejsze wywody. Mamy tu bowiem do czynienia z niezbyt skomplikowaną i dość chaotyczną pozycją, która być może przypadnie do gustu miłośnikom mniej skomplikowanych gier akcji, ale z całą pewnością odstraszy od siebie tych graczy, którzy od takich produkcji oczekują zazwyczaj znacznie więcej. Zakładam, iż osoby, które zdecydują się bliżej zapoznać z omawianym tytułem w pewnym stopniu interesują się przygodami mutantów, ze szczególnym uwzględnieniem dwóch kinowych produkcji, w których znani bohaterowie mieli okazję wystąpić. Akcja opisywanej gry rozpoczyna się w kilka tygodni po zakończeniu wydarzeń przedstawionych w X-Men 2. Podopieczni profesora Xaviera powracają do kompleksu Alkali Lake, tym razem w celu skompletowania części maszyny o nazwie Cerebro, wykorzystywanej w celu zwiększenia mocy telepatycznych.

Sądzę, iż najlepiej będzie, jeśli dalsze opisy ograniczę do minimum, tak aby nie psuć potencjalnym nabywcom recenzowanej gry przyjemności z odkrywania szczegółów dotyczących członków tytułowej drużyny superbohaterów. Powrócę natomiast do kwestii powiązania fabuły gry z wydarzeniami przedstawionymi w filmach. Teoretycznie powinniśmy otrzymać tytuł, który w istotny sposób uzupełniałby wybrane wątki. W praktyce okazuje się jednak, iż mieliśmy do czynienia z typowym marketingowym bełkotem. Liczne obietnice nie znalazły bowiem swojego odzwierciedlenia w końcowym produkcie. Tak na dobrą sprawę warto jedynie zwrócić uwagę na jedno powiązanie, dotyczące postaci Nightcrawlera, a konkretnie jego nieobecności w trzeciej części kinowej sagi. Osobiście liczyłem również na fajne scenki przerywnikowe, które w dodatkowy sposób mogłyby objaśnić ciekawsze wątki. Przygotowane przez producentów filmiki okazały się być jednak bardzo nudne, przez co oglądałem je właściwie tylko z przymusu.

Tytuł recenzowanej gry może sugerować, iż będziemy mieli okazję przejęcia kontroli nad wieloma różnymi członkami drużyny mutantów. Tak niestety nie jest. X-Men: The Official Game oferuje bowiem zaledwie trzy grywalne postaci – Wolverine’a, Icemana oraz wspomnianego już wcześniej Nightcrawlera. Nie ma się co jednak martwić. Każda z tych postaci oferuje bowiem nieco odmienne podejście do zabawy. Do tej kwestii powrócę jednak nieco później, przy okazji dokładniejszego omówienia każdego z mutantów. Warto natomiast w tym miejscu dodać, iż w niektórych etapach pojawiają się też inne postaci, jak chociażby Storm. Niestety, w najlepszym wypadku możemy im wydawać pojedyncze polecenia, bez możliwości sprawowania większej kontroli. Przygotowana przez producentów kampania singleplayer została zbudowana na zasadzie „drzewka”. Niejednokrotnie jest tak, iż w danym momencie możemy wybrać serię etapów przyporządkowanych do jednej ze wspomnianych wyżej postaci. Należy się jednak porządnie zastanowić, gdyż po zdecydowaniu się na daną ścieżkę będziemy musieli doprowadzić ją do końca. Dopiero po ukończeniu całego rozdziału pojawi się możliwość wyboru innych dróg. Teoretycznie mogłoby się wydawać, iż recenzowana gra powinna być stosunkowo długa. Oferuje bowiem ponad 25 poziomów. W praktyce okazuje się jednak, iż misje w większości przypadków są bardzo krótkie. Zdarzają się oczywiście chwalebne wyjątki, ale generalnie jest tak, iż na danej mapie średnio spędza się zaledwie kilkanaście minut.

Autorzy X-Men: The Official Game w sztuczny sposób postanowili wydłużyć czas zabawy. W tym celu zablokowano możliwość wykonywania dowolnych zapisów stanu gry. Śmierć sterowanego aktualnie mutanta oznacza najczęściej konieczność powtarzania sporego fragmentu misji. Opisywana gra oferuje dość prymitywny, choć jednocześnie bardzo przejrzysty system rozwoju poszczególnych postaci. W nagrodę za wypełnianie powierzanych misji otrzymujemy kanistry, które możemy przeznaczyć na modyfikację genów danego członka drużyny. Ilość udostępnionych kanistrów uzależniona jest od wybranego poziomu trudności. Jeśli zaś chodzi o same mutacje, możemy wybierać pomiędzy pięcioma różnymi parametrami. Kolejne modyfikacje mogą na przykład zwiększyć siłę zadawanych przez daną postać obrażeń, czy też przyśpieszyć regenerację jej zdrowia. Najważniejsze jest jednak to, iż zmiany te w trakcie właściwej zabawy są bardzo odczuwalne. Widać to szczególnie na przykładzie Icemana, którego można dość szybko przeobrazić w prawdziwą maszynę do zabijania. ;-)

Zanim przejdę do kwestii trapiących PeCetową edycję gry, kilka słów na temat grywalnych członków drużyny. Tak jak już wcześniej wspomniałem, każda z tych postaci oferuje odmienne podejście do zabawy. To bez wątpienia jeden z najmocniejszych punktów omawianego programu, chociaż i tu można doszukać się wielu irytujących uproszczeń czy też problemów, które można byłoby rozwiązać i to najczęściej w dość prosty sposób. Mnie osobiście najbardziej przypadła do gustu postać Nightcrawlera. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, iż poziomy z jego udziałem powinny zawierać w sobie elementy typowe dla trójwymiarowych platformówek i popularnych w ostatnich latach „skradanek”. Dość szybko okazuje się jednak, iż zostały one w znacznym stopniu ograniczone. Przykładowo, wspomniany mutant praktycznie przez cały czas może korzystać z umiejętności teleportacji, przez co przenoszenie się na kolejne platformy nie sprawia najmniejszych problemów. W rezultacie pokonanie długiego korytarza zajmuje zaledwie kilka sekund.

Teleportację można też jednak wykorzystywać do innych celów. Bardzo spodobały mi się akcje, w których Nightcrawler mógł pojawić się za wybranym wcześniej przeciwnikiem, tak aby zaatakować go z zaskoczenia. Tego typu kombinacje uderzeń wykonuje się bez większych problemów. Najważniejsze jest jednak to, iż sprawiają one ogromną frajdę. Nie zmienia to jednak faktu, iż poziomy z udziałem tego mutanta są zdecydowanie najprostsze, nawet w tych miejscach, w których trzeba ścigać się z czasem (np. rozbrajanie bomb na moście), czy walczyć ze znacznie silniejszymi przeciwnikami. Świetnym przykładem może być Multiple Man, który mógł być jednym z ciekawszych bossów gry. Dzięki zastosowaniu mocy Nightcrawlera pokonuje się go jednak bez jakichkolwiek problemów.

Wolverine, jak można się było zresztą domyślić, pojawia się zdecydowanie najczęściej. W tym przypadku możemy liczyć na niezbyt skomplikowaną „chodzoną” bijatykę. Wspomniany mutant wyprowadza trzy podstawowe rodzaje ataków (m.in. kopniaki czy ataki szponami). Potrafi również blokować uderzenia wrogów. Kolejne ataki można łączyć w bardzo proste kombinacje uderzeń. I... to by było właściwie na tyle. Zabrakło przede wszystkim dodatkowych mocy, doskonale znanych ze wspomnianej już wcześniej gry X2: Wolverine’s Revenge. W niektórych sytuacjach bardzo irytujące jest również to, iż Wolverine nie może zbytnio wykorzystywać obiektów znajdujących się w jego otoczeniu. W rezultacie najwięcej problemów sprawiają walki z tymi przeciwnikami, którzy uzbrojeni są w jakieś giwery. W takich sytuacjach jedynym rozwiązaniem jest bowiem samobójczy sprint, ewentualnie połączony z wykonywaniem niezbyt widowiskowych skoków.

Trzecia grywalna postać, czyli wspomniany już wcześniej Iceman, idzie w parze z zupełnie odmiennymi projektami poziomów. Należy przede wszystkim zauważyć, iż omawiany mutant przez cały czas unosi się nad ziemią, wykorzystując do tego celu swoje moce. Iceman może likwidować przeciwników na kilka różnych sposobów, przy czym zdecydowanie najciekawiej prezentują się lodowe pociski, którymi niszczy wybrany przez siebie cel. Postać ta może także bronić się przed atakami przeciwników, wytwarzając dość efektowną tarczę. Poziomy z udziałem Icemana sprawiają dużo frajdy, aczkolwiek są zdecydowanie najtrudniejsze. Przemawia za tym głównie to, iż postać ta w większości misji musi ścigać się z czasem bądź też ochraniać wyznaczone przez grę konstrukcje (np. zbiorniki na terenie elektrowni atomowej). Perfekcyjne opanowanie wszystkich ruchów czy też dostępnych ataków powinno więc być traktowane w ramach absolutnego priorytetu.

Recenzowana PeCetowa wersja X-Men: The Official Game stanowi oczywiście pełnoprawną konwersję z konsol, na których gra ta miała też okazję zawitać. Osobiście nie widzę nic złego w przenoszeniu gier z innych platform na PC, zakładając jednak, iż uwzględni się konieczność poczynienia licznych zmian. W omawianej grze o tego typu modyfikacjach można niestety tylko pomarzyć. Na szczególną uwagę zasługuje w tym wypadku KOSZMARNIE zrealizowane sterowanie, zupełnie nieprzystosowane do PeCetowej klawiatury. Zdecydowanie najtrudniej porusza się postacią Icemana. Oprócz trzech podstawowych akcji (dwa ataki i tarcza) trzeba bowiem korzystać z klawiszy zatrzymywania się, dokonywania obrotu o 180 stopni i sterowania lotem. W ramach ciekawostki dodam, iż rola myszki w tej grze jest właściwie symboliczna. Podłączony do komputera gryzoń jest najczęściej wykorzystywany do sterowania widokiem. Także i tu można natrafić na wiele irytujących rozwiązań. Przykładowo, kamerze obrazującej poczynania aktualnie sterowanego mutanta niejednokrotnie zdarza się całkowicie gubić tę postać. Jest to szczególnie zauważalne w misjach Wolverine’a, które w większości przypadków rozgrywane są w stosunkowo niewielkich pomieszczeniach. W wyniku szaleństw kamery niejednokrotnie można więc zginąć.

Wizualnie recenzowana produkcja nie prezentuje się zbyt oszałamiająco. Jest to szczególnie widoczne w początkowych misjach, które rozgrywane są w dość statycznych lokacjach, które na dodatek pozbawiono większej ilości miłych dla oka elementów. W kolejnych etapach kampanii jest już nieco lepiej, chociaż i tu można zaobserwować zaczerpnięte z konsolowych wersji rozmyte tekstury czy też błędy w animacji. Na uwagę zasługują natomiast niektóre efekty towarzyszące używanym przez sterowanych mutantów mocom, jak na przykład teleportacji Nightcrawlera czy wystrzeliwanym przez Icemana lodowym pociskom. Należy jednocześnie zaznaczyć, iż gra nie ma wysokich wymagań sprzętowych. Nie zdarzało się jej też zwalniać, nawet w tych sytuacjach, w których oprócz sterowanej postaci na ekranie widocznych było 5-6 przeciwników. Na oprawę dźwiękową złożyły się w głównej mierze głosy aktorów doskonale znanych z kinowych produkcji. Szkoda tylko, iż na tej liście nie znalazły się wszystkie postaci. Nie zmienia to jednak faktu, iż główne (dla tej gry) role zostały zachowane.

X-Men: The Official Game jest kolejnym tytułem, który stworzono wyłącznie z myślą o łatwym zysku. Gra ta niczym szczególnym nie zaskakuje, w wielu miejscach potrafi natomiast sprawić ogromny zawód. Zabawa z jednej strony nie oferuje zbyt skomplikowanych rozwiązań, z drugiej jednak wymaga sporego skupienia, głównie na wyższych poziomach trudności. W rezultacie tytuł ten należy potraktować jako niezbyt emocjonujący przerywnik, który w oczekiwaniu na wizytę w kinie można jednak sobie całkowicie odpuścić.

Jacek „Stranger” Hałas

 

PLUSY:

  • możliwość pokierowania trzema różnymi mutantami, co ma istotny wpływ na wygląd i przebieg kolejnych etapów gry;
  • warstwa dźwiękowa;
  • rozwój wybranych mocy mutantów (szkoda tylko, że bardzo ograniczony);
  • bardzo przyjemne poziomy Nightcrawlera;
  • spore zróżnicowanie napotykanych przeciwników oraz bossów.

 

MINUSY:

  • BEZNADZIEJNE sterowanie;
  • w niektórych misjach przeszkadza „szalejąca” kamera;
  • niezbyt porywające scenki przerywnikowe;
  • przeciętna oprawa wizualna;
  • ograniczony wachlarz uderzeń w wykonaniu Wolverine’a;
  • stosunkowo krótki czas zabawy (szczególnie jeśli zrezygnuje się ze zbierania ukrytych przedmiotów).